Od niechcenia zaginam widnokrąg i zuchwale ciągnę ku
sobie. Czuję lekki opór wynikający z zaskoczenia, jednak nie mający źródła kojarzącego
się z jawną niechęcią, lecz raczej z filozoficzną rezygnacją i przeniesieniem flirtu
ponad wąską granicę dzielącą negację od akceptacji. Gdzieś z krawędzi zsypują
się ku mnie fragmenty nieostrych pejzaży, ozdobione rodzynkami zaskoczonej
fauny oprószonej świeżo uszarpaną florą. Śmietnik, życiowe pobojowisko, na
którym przetrwać potrafią jedynie kloszardzi, zdziczałe psy i szczury.
Naśladuję glonojada, spłaszczając perspektywę do dwóch
wymiarów – dokładnie zlizuję ze ściany składniki odżywcze. Białka i witaminy.
Rozpustę. Tarzam się w kaloriach i czkam, zagłuszając niechętne protesty.
Najważniejszą ideą jest przetrwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz