wtorek, 22 lutego 2022

W ruchu.

 

Na przystanku siedziała pani – niepodobna do nikogo, więc pewnie była siostrą kogoś, kogo nie znam. Zrezygnowana, bo nie przyjechały trzy autobusy, a potem wreszcie pojawiły się dwa nikomu niepotrzebne. Lekko zamroczony alkoholem poszedł bokiem chłopina w dżinsach, w których szewc umieścił krok na wysokości kolan, przez co jego marsz był obłędnie marynarski. Potem był facet z czapka zamiast włosów i kobieta z siwym pomponem. Udawali, że wszystko jest w porządku, chociaż dzień dogasał, a sodowe uliczne lampy z trudem wydobywały z ciemności ponurą rzeczywistość. Nad parkiem zawisły zielone i niebieskie neony. Niczym nietoperze czaiły się na coś, co mieszkało w wilgotnym mroku. Kierowca uparł się, żeby nigdy nie dojechać do przystanku końcowego, który dla wielu pasażerów był zaledwie początkiem podróży Ohyda! W trakcie podróży postarzały się dwie kobiety i jeden chłop. Ja ozdobiłem czoło pionowymi zmarszczkami i patrzyłem, jak równolegle do autobusu idzie kobieta ogrzewająca własna piersią nowo kupiony garnek i współczuła nam jawnie. Chłopiec w ponaciąganej niemożebnie odzieży dojrzewał w trakcie tej odysei, a my mijaliśmy park i teatr wystylizowane na czasy dawne, kiedy pośpiech nie był naturalna konsekwencją istnienia. Dopiero mała dziewczynka zakończyła ową niekończącą się wycieczkę ustawiając stopy na zewnątrz i osiągając kąt półpełny pomiędzy stopami. Rzecz dla mnie niewykonalna, więc z ulgą i wdzięcznością dostrzegłem jej poświęcenie wieńczące gehennę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz