Stawiam
kreskę by oddzielić to, co było, od tego co ma nadejść. Długo i raczej bezmyślnie
gapię się w papier, bo przecież kreska nie posiada specjalnej wartości, prócz
tej, którą usiłuję jej nadać. Mizerna granica dzieląca nicość na dwa kawałki o
nieznanej wielkości. Kreska nabiera życia dopiero wtedy, kiedy pojawia się
pierwszy przemytnik – nie wiem, co niesie w saczku, ale najwyraźniej chce
nielegalnie dostarczyć towar na drugą stronę. Napinam kreskę, żeby zadźwięczała
niczym struna. Stawiam węzły, jak wartownicze wieże. Szmuglerów przybywa. Nocą,
kiedy stają się najzuchwalsi – atakuję! Osaczam ich i biorę na spytki. Kręcą.
Jąkają się. Każdy dźwiga jedno wspomnienie.
Pięknie obrazowo to przedstawiłeś.
OdpowiedzUsuńKreska niestety to za mało, trzeba mur zbudować. Różni się to tym, że mur zajmuje więcej czasu, cegła po cegle. Kreska to machnięcie długopisem, niestety niewiele daje.
słowo potrafi podzielić świat mocniej, niż gruby mur.
Usuń