Las jest najdziwniejszy ze wszystkich, jakie przyszło
mi oglądać. Pnie drzew nie mają gałęzi. Wyglądają jak bambusowe wykałaczki
utkane absurdalnie gęsto, żeby pokruszyć światło słońca na wątłe plasterki. Idę,
przeciskam się czując okropne zmęczenie. Las nie ma końca. Podłoże pełne jest
miękkiego torfu, może próchnicy, może zwiędłych liści. Drzewa wspinają się w
miękkich łukach, banalnie powtarzających się i jaśniejszych górą. Zupełnie,
jakby wiatr je uczesał, a słońce spłowiło szczyty. Boję się myśli, że huragan
mógłby mnie teraz wysmagać do białych kości, a drzewa stałyby się batogami
raniącymi do żywego mięsa.
W strachu odkrywam prawdę – wędruję wierzchem cudzej
głowy, pośród włosów.
Ślubuje uroczyście - tak mi się skojarzyło od pierwszego kopa! Z tym, że nie o ludzkiej głowie pomyslałam, a o świńskiej szczecinie. Gdyby przypadkiem przyszło Ci do głowy zapytać, to wyprzedzam, dając odpowiedź: nie mam pojęcia, dlaczego świńska.
OdpowiedzUsuńa po napisaniu mi przyszedł do głowy trawnik. podobne wrażenia ze spaceru między źdźbłami.
UsuńWe śnie zamieniony w krasnoludka przemierzasz przestrzeń zwykłej wielkości człowieka.
OdpowiedzUsuńCiekawa byłaby z tego bajka.
napisz - poczytam.
UsuńCzasem wedrujac dlugo przez las tez mam wrazenie znuzenia i tylko niucham przeswitu. Gdzie ten koniec. Nie zebym nie lubila lasu.
OdpowiedzUsuńgórskie lasy są cokolwiek inne niż te nizinne. mniej monotonii.
UsuńBo prawdy bywają trudne i wymagające... Trochę mnie nie było ale u Ciebie tak jak było - pięknie.
OdpowiedzUsuńcieszę się, że wciąż Ci służą moje literki.
Usuń