Znudził mnie czwartek, więc zerwałem go z kuchennej ściany i cisnąłem w kubeł. Niech sczeźnie pośród resztek rozgotowanych i pleśniejących już jarzyn. Przyjrzałem się blademu piątkowi, bo zdał mi się ubogi, lękliwie zerkający, co się z czwartkiem stało, więc łaskawie uznałem, że czas na niego. Skwapliwie podążył za czwartkiem bez skargi, od pierwszej chwili zaprzyjaźniając się z butelką po kefirze.
Sobota nie była już taka wyrywna. Może czuła pod sobą pulsującą wściekłość niedzieli – niegotowej jeszcze by świat zaszczycić niebanalną urodą. Patrzyłem z niesmakiem na te przepychanki. Zirytowany cisnąłem cały kalendarz do kosza, postanawiając niezwłocznie zaprosić nowy rok.
- A co!
Czasami tak byśmy chcieli, ale czy nie żal jednak niespodzianek, które mogły nas ominąć?
OdpowiedzUsuńżałować tego, czego się nie zna? to dość karkołomne zajęcie.
UsuńJak widać, nie segregujesz. A jeśli chodzi o złote kropelki od niechcenia upuszczane przez psy na spacerach...To nie, wcale nie od niechcenia. Po obserwacjach doszłam do wniosku, że ani miejsce, ani ilość nie są przypadkowe. To jest dobrze przemyślane. To komunikacja lepsza do naszej.
OdpowiedzUsuńmoże doktorat jakiś? materiału badawczego nie brakuje.
Usuń