Wczorajsza noc zapomniała
się najwyraźniej i chyba odrobinkę zdrzemnęła się pod żywopłotem zamiast odejść
trwale, lecz znów wstała i nieco pijana zatacza się pomiędzy latarniami. Aż
duszno od tej ciemności, w której wrony wyglądają na kolorowe. Sikorki chowają
się na balkony i depczą ziemię w skrzynkach pełnych zmarzniętych kwiatów.
Drzewa miodopłynne, mokre, pachnące suszem nawilgłym, straconym dla jesiennej
urody płowieją i linieją bez przerw. Wiatr przelicza owoce na pigwowym drzewie,
dziwiąc się, że to zajęcie sięga już arytmetycznych możliwości przedszkolaków. Kloszardzi
objuczeni łupami zmierzają ku punktom zbytu, starsze panie zaniepokojone aurą
pospiesznie kończą zakupy, by skryć się w zaciszu domowych wspomnień. Pies
gonił właścicielkę, a bioderkami kręcił tak zalotnie, że nawet Afrodyta mogłaby
pozazdrościć mu wdzięku. Spuchnięte, fioletowe śliwki prężą się na straganach,
za nic mając rumiane buraki i wielobarwnie pokraśniałe jabłuszka. Skrzeczy sroka
walcząca o zachowanie równowagi na sosnowej gałęzi. I nawet samochody jeżdżą
dziś na paluszkach, jakby bały się zakłócić ciszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz