Przez ciemność przedziera się jakiś odważny przedszkolak, idąc tropem ojca, znaczącego ścieżkę w ciemności analogowym papierosem, co wykrywam bezbłędnie sokolim wzrokiem i węchem nie dotkniętym współczesną zarazą. Nim świergolenie narybku zaniknie przestrzeni dostrzegam niewiastę z cyfrowym papierosem wzbogaconym o opcję latarki, a kto wie, czy gadżet nie dysponuje również innymi, frapującymi dodatkami programowo zaszytymi wewnątrz fallicznego cylindra. Doskonale ukryty kos śpiewa pieśni, a ja nie potrafię sobie wyobrazić, że rechocze pod wpływem moich insynuacji względem świata zewnętrznego. Listopad skutecznie schładza myśli ciepłe od sennych marzeń zmiatanych wycieraczkami ogonów manifestujących radość, że znów można podnieść nogę i olać wszystko, co w zasięgu się znajdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz