Amator
rarytasów.
Niechybnie, zasłużyłem na
karę. Wszak, ukąsiłem boską nieskazitelność, by pryszcz objawił się tam, gdzie
obcym wstęp surowo wzbroniony. Żaden nie zaszlochał, kiedy śmiertelnie dostałem
boską ręką w pysk, a ja chciałem tylko skosztować…
Kara
i duch.
Wynurzałem się jedynie nocą,
kiedy wzrok najsilniejszych stygł ze zmęczenia. Jedzenie walało się po
niedomytych blatach, podłogach, czy plastikowych korytach na odpadki.
Ucztowałem suto, do czasu, aż jakiś nadgorliwiec prysnął mi w oczy jadem lizolu.
Walka
o przetrwanie.
Zagarnąłem ramionami
ścierwo. Jemu, było już wszystko jedno, a ja musiałem nakarmić poczętą wczoraj bezradną
przyszłość. Okolica zdała się być nieprzyjazną, więc toczyłem cuchnącą kulę zapasów poza
zasięg wrogiej ciekawości.
Wątpliwości.
- Dlaczego nie znoszą mnie,
kiedy karmię się tym, o czym nie wspominają w towarzystwie?
- Dlaczego gardzą mną, ilekroć
proszę, by nakarmili mnie do syta tym, od czego odwracają się wszyscy?
- Dlaczego opędzają się
ręką, choć smród pochodzi z ich trzewi, a ja tylko… delektuję się
ekstrawaganckim menu?
Słabsza
kość pęka.
Pięć lat przespałem, bez umiaru
eksploatując zgromadzone przezornie zapasy tłuszczu - podobno potrafię dłużej przetrwać, ale syci mędrcy, nie domyślają się nawet, jak trudno głodnemu zasnąć. Ostrożnie wypełzam w noc szukając dawcy. I wtedy oczy zaślepia mi ostry strumień radzieckiego muchozolu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz