Lepię kulę z niespełnionych marzeń. Kleją się do dłoni, czasem parzą, innym razem kłują, albo piszczą rozpaczliwie, bym je odświeżył i pozwolił raz jeszcze zakwitnąć. Zaciskam pięść. Nie pozwolę im ponownie skaleczyć codzienności. Nie zapomnę miesięcy, kiedy zabierały sen, a czas z nimi biegł pięć razy za szybko, aż wyłem z niemocy, gdy okazywało się, jak bardzo nieumiejętnym jestem marzycielem. Wszystkie za duże, zbyt zuchwałe, nierealne, albo po prostu głupie, ścisnąłem w dłoniach i patrzyłem, jak wyciekają z nich gorzkie soki. Kotlet z przeterminowanych marzeń. Nawet pies się nie obejrzał, kiedy cisnąłem nim z wściekłością – rozprysł śmierdzącym kleksem na ścianie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz