Nim świt się zorientuje w kształtach i kolorach okoliczne kotłownie zdążą już wyprodukować tyle aromatycznej, jesiennej mgły, że nawet tutejsze ptaki ze strachu trzymały się kurczowo blaszanych parapetów, by nie wpaść w kłąb kipiącej nieskończoności. Autobus widocznie poszedł do pracy na czczo, bo rzuca się na ludzi i łyka nie grymasząc. Starsza pani szczebioce do tłustego kota, który ze stoickim spokojem przyjmuje wszelkie hołdy, choć zerka znaczącą na wielką, damską torbę – przecież ona MUSI zawierać coś jadalnego, bo na co komu taka wielka sakwa na nieistotności? Mosiężne liście lepi do krawężników nocna wilgoć, czasem ozdabiając je brylantowym przymrozkiem, w jakim najbardziej do twarzy pajęczynom. Gwiazdy zasiedziały się i nie zamierzały iść spać. Negocjowały ze słońcem długo, aż wreszcie, niczym rozkapryszone dzieci niechętnie minęły kreskę widnokręgu, znikając na parę godzin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz