Sroki przekomarzają się z
kosiarkami, w tym czasie kawki wydłubują jeszcze ciepłe truchła spomiędzy
ściętych źdźbeł. Kaptury nasunięte aż po brwi kryją ludzkość przed chłodnym wiatrem.
Zakupy, uboższe niż wczoraj pozwalają nawet starczym dłoniom udźwignąć ciężar.
Szczęśliwie żołądki umęczone długim życiem potrzebują już mniej. Warzywa schną
w skrzynkach przed sklepem, mijane obojętnym wzrokiem psów. Przeciągi splatają
w warkocze aromat ciepłych bułek i ten dochodzący z niedomkniętych kontenerów
na śmieci. Słońce zlicza puzzle pośród pustki parkingu, zza firanek niepewny
wzrok układa na niebie chmury. Wyjść? Czy zostać, bo może jutro przyjdzie
lepszy czas? Marznące uczucia i pośpiech dogorywający pod żywopłotem, na śmierć
połajany pogardą kloszarda opróżniającego ze stoickim spokojem znalezione szkło
pełne resztek wątpliwej jakości.
Poetycki obraz zwykłych codziennych detali, te warkocze splatane z aromatów przeciągami, cudne!
OdpowiedzUsuńcoś trzeba robić, by nie wpaść w koleiny rutyny.
UsuńA potem od nowa...Znów pojawi się noc okrywająca kołdrą ciemności tajemnice nie tylko sennej alkowy. Aż do początku kolejnego dnia.
OdpowiedzUsuńNie pierwszy raz zauważam, że młode kosy są pierwszymi zwiastunami. Stoją w trawie pod ulubionym krzaczkiem dopóki spacerujący nie dość poważnie pies nie zmusi ich do zmiany miejsca i wydania pierwszych, ostrzegających innych, odgłosów.
podobno jako pierwsze wstają drozdy, ale to pora dla nocnych marków - łatwiej zobaczyć jak wstają, zanim sie człowiek położy, bo to około drugiej w nocy
Usuń