Węgorz
dopiero wczoraj skończył delektować się rzadko używanym mózgiem dziewczęcia i wciąż
był kompletnie pijany, gdy dał się schwytać w niewolę. Najwyraźniej, oszołomiony słodkim nektarem rozum nie zwiększył IQ węgorza, pozwalając uniknąć bliskiego spotkania trzeciego stopnia z drapieżnikiem w gumofilcach. Kilka interwałów czasowych wcześniej, dziewczę uciekało przed
niespełnionym koszmarem, w jakim wuj Eustachy -
Drewno
było bukowe, jednak jego doskonałość wzmocniły onegdaj ciała trzech pań,
zasilając korzenie młodej rośliny substancjami odżywczymi o sporej ilości
protein i wody. Niewiasty, sprowadzone gwałtem poniżej poziomu gruntu za
kategoryczną odmowę współżycia ze spoconym panem w brązowej sukience oskarżone
zostały o przejście na ciemną stronę mocy i wykorzystywanie ziół na potrzeby
mistycznych rytuałów raczej odległych od pielęgnowanych w oficjalnych świątyniach. Dwie
były absolutnie niewinne, dopóki kat nie zajął się kompletowaniem zeznań, a trzecia
miała na sumieniu herbatkę rumiankową z dodatkiem suszonych malin, które
zaserwowała ukradkiem nieślubnemu synowi młynarza w noc świętojańską, by
skłonić go do wspólnych westchnień. Wspomnę jedynie półgębkiem, że skutecznie,
choć związek raz skonsumowany nie doczekał się grzesznych owoców – chyba, że
uwzględnić łapczywość buczyny, rosnącej do dziś na jej łonie i pazernie
pożerającej tlejące kości. Drewno tak kaloryczne nie pogardziłoby i węgorzem,
gdyby nie fakt, że ów dał gardło i popełniając rytualne harakiri zawisł
ostatecznie wysoko na haku – znać, że los dopatrzył się w jego czarnej duszy
serca harnasia.
Hak
zamocowany był u powały, wewnątrz małego kamiennego domku, który, choć bez
ogródka i sztachet oferował każdej ofierze tymczasowe ciepło i skrócenie okresu
połowicznego rozpadu z milionów lat do pojedynczych godzin. Kamienie zazwyczaj
nie mają skłonności plotkarskich, jednak w ich niepojętym skupieniu na pewno
mieszkają wspomnienia, a ich jakość, w połączeniu z brakiem znajomości kodeksu
karnego skłaniają głazy do wiekuistej zadumy, miast strzępienia jęzora, by nie
trafić za kratki. Materiał na domek pochodził z recyklingu niszczejącego za
wsią zabytku, któremu chłopska erozja szkodziła bardziej niż historia, czy
wpływ czynników atmosferycznych. Pech chciał, że kamień wędzarni pochodził z
fałszywej ściany, stanowiącej katafalk niewiasty tak zdolnej, że bez pomocy
kowala pozbyła się żelaznego pasa cnoty. Do utraty cnoty jednak zaprosiła już rzeczonego
kowala, gdyż ręczną robotę lepiej oddać w dłonie rzemieślnika, albo artysty,
niż babrać się amatorską papraniną. Właściciel pasa cnoty nie docenił talentów
twórcy ludowego, a tym bardziej samorozwoju ślubnej niewiasty. Lekko
zardzewiałym mieczem wypuścił z harcującej parki najpierw powietrze, później
płyny i zabezpieczył pozostały materiał dowodowy na sąd ostateczny w granitowej szafie ukrytej pośród rodowych włości, żeby ułatwić identyfikację wiarołomców.
Wieczór
milczący bardziej niż zwykle pokraśniał z emocji. Czochrany wiatrem marszczył
się nieco, przyglądając się zbliżającej biesiadzie. Węgle, nasycone już
płomieniami do syta poczerwieniały z wysiłku i pragnęły zasnąć, węgorz spocony
niemożebnie wyszczerzył się w paranoicznym uśmiechu pośmiertnym, a domek
oszołomiony aromatycznym dymem przez dach pozbywał się nadmiaru odkurzonych wspomnień.
Niczego nieświadomy gospodarz zdejmował z haka pachnącą dymem wędzonkę,
otoczony wianuszkiem głodnych niebożątek, którym świat oszczędził znajomości kronik
historii. Mawiają, że brak jej znajomości zubaża człowieka, jednak nie każdą
historię chciałoby się poznać do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz