Wrony udeptują śnieg na
gałęziach i wyglądają jak oskrzydlone, zimowe liście. Pani w błękitnych
dżinsach prężnie demonstruje tężyznę fizyczną, a mięśnie nóg kończące się gdzieś
powyżej nerek sprawiają, że zdumiony cellulit przysiadł z wrażenia ześlizgując
się na pięty, albo w ogóle hamując gwałtownie w sąsiedniej galaktyce.
Pojedynczy kolarze udają, że mlaskający roztopami śnieg, to nie powód do
zaniechania treningu i płoszą zaspaną piechotę z chodników. Patrzę na reklamę
salonu masażu, informującego, że masażystki dysponują talentem zaimportowanym
wprost z Bali. Wcześniej kontemplowałem billboard dotyczący domów z bali, więc
tylko patrzeć, jak ktoś sprowadzi i zacznie rozpowszechniać plaże z Bali, albo folklor,
czy klimat – tym bardziej, że niektórzy już głośno wzdychają za latem pełnym
potu i komarów. Na oprószonym białym kurzem drzewie wisi ostatnia tego roku
pigwa, kurczowo trzymająca się gałęzi, żeby jej wiatr nie zaprosił do skoku na
łeb na szyję, w czeluści wygolonego trawnika pełnego ekskrementów. Dwóch
wczorajszych dżentelmenów raczy się płynami prosto z flaszki, chcąc widmo kaca odsunąć
w czasie i marząc, by udało się uzyskać rozgrzeszenie, zmarszczonego
obrzydzeniem noska Drugiej Połówki (tym razem tej bezalkoholowej). Pan naciąga
maseczkę na oblicze, ale przy jego okazałej brodzie maseczka wygląda ubożuchno,
jak minispódniczka na pupie pani reklamującej cudzołóstwo.
Pierwszy śnieg na szczęście przykryje najbrzydsze fragmenty miasta...
OdpowiedzUsuńi ostudzi porzucone produkty przemiany materii.
Usuń