Ze spętanymi dłońmi stałaś na blaszanej podłodze, kolanami pielęgnując trwogę. Lękiem sięgnęłaś daleko poza widnokrąg osamotnionej,
przemysłowej lampy, której blask nie dotykał okien, ani głodu oprawcy.
Słyszałaś tylko jego gorączkowy oddech, pazerne przełykanie śliny, gdy trwoniłaś
ostatnie, gasnące nadzieje, drepcząc bosymi stopami po zmurszałej rdzy. Zakryłaś
wargi, żeby w niewoli losu nie zaszlochać, prowokując eskalację zła. Okryta
półprzejrzystą halką szarpaną zimnym przeciągiem, zliczałaś płynące po udach krople
gorejącego strachu, oddzielające życie od niepewnej wieczności. Dramat zbyt łatwo
przerodzić się mógł w tragedię. Echo zwiotczało, nabrało pluszowej obojętności,
wciąż powielając milczący krzyk łez.
A przecież najgorsze dopiero miało nadejść… Skosztować
strachu.
To już najwyższy stopień przerażenia...
OdpowiedzUsuńsądzisz, że gorzej już być nie może? ludzka podłość potrafi przekroczyć nawet niewysławialne granice.
Usuń