1. Poradnik dla ekstremalnych wędkarzy.
Przodkowie mawiali, że w
stawie zawsze pływa większa ryba. Dziś największa ma białoruskie DNA. A jeśli
ugryzie cię w prawą nerkę – wzorem Chrystusa – nadstaw lewą! Nawet Bóg jednak nie
przewidział, że wschód potrafi być tak głodny, by po konsumpcji zapytać:
- Tylko dwa udka? Róża wiatrów ma zdecydowanie więcej ramion.
2. Złotousty.
Pan prezes, specjalista od
sukcesów bezapelacyjnych cierpi na drobną skazę, bo natura zaledwie dąży do
ideału, nie osiągając go nigdy. Dlatego, mówiąc o wyjątkowych w skali świata
sukcesach uśmiecha się dyskretnie lewitując ku prawej stronie, jednocześnie karając
lewicę grymasem bezkresnego obrzydzenia. A odsetki centralne rosną szybciej niż
„Mury” poety Jacka. I nie wnikam, czy ów Mistrz nad Mistrze jest ślepy i się mu trafiło, czy też ma w zeszycie
pierwszoklasisty dedykację z autografem najjaśniejszego:
- „Per aspera, ad astra”!
3. Emocje.
Internet do białości rozgrzewa
informacja, że lada godzina nadwiślańscy
(jak wynika z danych ZUS) herosi stoczą epicki pojedynek z Kopciuszkiem, który
to pojedynek zaświeci niegasnącą zorzą nad firmamentem sportu III RP. I kolejnych
także, bo przecież wiadomo… A historia zna przypadki, w których wielki inaczej
Dawid z wielkim jak najbardziej Goliatem… ech – nie odbierajmy marzeniom ich
światła. Cały ogień na laleczkę!
4. Wytrwałość.
Pani znana bardziej z zaników
kubatury tkanki tłuszczowej, zbliżonej do mięśniowej atrofii, zakulisowymi wysiłkami
grafików chwali się, że na interakcje bezpośrednie z własnym facetem przyjdzie jeszcze
czas. Choćby trzeba było poczekać na podrasowane niusami pięćdziesięciolecie
pożycia, którego być może dozna małżonek, wykupując przed czasem zapas
niebieskich pastylek z aptek całej Warszawy. Nawet tych opozycyjnych. I spożyje
je na bezludnej wyspie gdzieś pośród karaibskich nocy pełnej westchnień,
sugerujących, że to już nie to samo, co niegdyś (kiedy wróble ważyły po 15 kg i
na śniadanie tradycyjnie zjadały tatara z niedorosłych tyranozaurów. Byle umowny
paparazzi nie stanowił zagrożenia dla budżetu planowanej na lata inwestycji w
popularność.
5. Epidemia.
Wstrząsające wieści dochodzą
z frontu walki z rzekomym wirusem – trzy osoby (jak głoszą oficjalne media)
padło w wyniku niszczącej siły wybryku, jaki ponoć wydostał się tylnymi
drzwiami ze sterylnie czystych chińskich laboratoriów. Tymczasem, na drugiej
stronie zebranych statystyk można zaleźć lakoniczną wzmiankę, że nowotwory (naprawdę
robimy, co możemy od kilkudziesięciu lat) pożera dziennie zaledwie 250 osób z
polskim dowodem. A tych, którym przyszło przegrać wojnę z układem krwionośnym
jest (bagatela) zaledwie 350 – dzień w dzień, bez czarnych piątków i wolnej
soboty. Staramy się umniejszyć szkodliwość drugoplanowych wątków, żeby skupić
się na wrogu publicznym numer jeden – świadczy o tym choćby fakt, że sześć niezależnych
korporacji zakasała spódnice, kalesony itd. I już dzisiaj za pięć stówek
sprzeda każdemu (bez względu na rasę, wyznanie, płeć i seksualne preferencje)
własny produkt, pod warunkiem, że kupujący uwolni sprzedawcę od
odpowiedzialności za produkt, dumnie ometkowany logiem wytwórcy. Najwyższy czas
upić się i uciec w Bieszczady – może jakieś alternatywne kierunki? Bo tam…
wszyscy się nie zmieszczą.
6. Najtrudniejszy pierwszy krok.
Kiedy Minister
Sprawiedliwości „negocjuje” z prawomocnym wyrokiem sądowym, marszczy mi się
skóra na dupie. Mówiąc kolokwialnie – boję się.
7. Dołek w piasku.
Każdego roku zimowe roztopy samoistnie
spływają ku zlewni Odry i Wisły – wtedy wszystko jest ok, choćby pół Opola
utonęło, przy okazji topiąc księgi wieczyste m. Wrocław. Kiedy jednak w środku
lata część wód głębinowych wybierze ścieżkę ku północy, wtedy Czesi podnoszą
larum. I nie dziwię się im – wśród nich TEŻ jest mnóstwo patriotów. Ale nas
jest więcej! I Turów jest zaledwie sugestią dla wód podziemnych – nikt ich nie zmusza.
8. Narkotyk.
Jak trudno zdać sobie
sprawę, że TV, to narkotyk? Niemal niemożliwe. A przecież już teraz oficjalne
media informują, że nie każdy odbiornik da radę, kiedy właściciele stacji
nadawczych zmienią standardy. Zmienią? A czemu nie? Zamiast pogadać z dziećmi,
czy partnerem płci preferowanej – łatwiej jest kliknąć pilotem i prócz prozaicznych własnych przygód, przeżyć bogatsze, cudze. Albo pozwolić omamić się erudytom z portali informacyjnych,
czy plotkarskich. Coraz trudniej uwierzyć, że dzisiaj narodziło się na
analogowych, zwierzęcych instynktach. Kupujmy nowe odbiorniki, bo komuś na
górze najwyraźniej zabrakło „na waciki”!
9. Zwierzątka.
Nie byłbym chyba
człowiekiem, gdybym nie był wrażliwy na los przyrody. I tej, co z sedesu
potrafi wychynąć szczurzym wąsem, albo wężem boa, względnie borsukiem,
posilającym się nocami w opłotkach miasta w centrum Europy, czy nawet dzikami,
które zamiast uszlachetnić obiadowy talerz ozdobione plasterkiem marchwi, wałęsają
się po śmietnikach, strasząc nocnych marków i stawiając do pionu służby
specjalne. W takich warunkach informacja, że człowiek uciekający przed
rozwścieczonymi pszczołami skrył się w potoku, gdzie zjadły go żywcem piranie, wydaje
się ledwie czubkiem góry lodowej.
10.
Reklama.
Ratunku! Wciąż mam wrażenie,
że wrażenie jest ważniejsze od faktów. Wspominam siwiejącego sprzedawcę w
sklepie drogeryjnym, który mówił, że ogląda wiadomości pomiędzy sportem, a
prognozą pogody, bo wtedy wie, jaki proszek do prania będzie jutro sprzedawał.
Nie zamierzam wymieniać żadnej z reklam – ale czuję się podle. Mam wrażenie, że
poziom reklam, dedykowany poziomowi domniemanego odbiorcy jest już poniżej
granic tolerancji. Szwedzki supermarket pozwala sobie na cykliczną ofensywę, po
obejrzeniu której MUSZĘ stanąć przed lustrem i zadać sobie pytanie – kto jest
normalny. Nie ułatwię Wam odpowiedzi, nie chcę nic sugerować, ani
indoktrynować. Ratunku!
Telewizja reklamowa, sprawiedliwość Ziobry, kultura Terleckiego, kompetencje Glapińskiego, świętość Rydzyka, naiwność obywateli- oto Polska właśnie!
OdpowiedzUsuńmatrix. po prostu
Usuń