Polerowałem znalezioną na strychu kulę, aż jej blaskiem zachwyciła się świeca osiadła na grzędzie wiekowej komody. Epoksydowany metal zapłonął perłowymi piegami, skrzącymi mocniej, niż roztańczone cekiny karnawałowej sukni. Noc oprawiła dialog świecy z kulą w chybotliwe ramy niepewności, a srebrnookie gwiazdy szeptem migotały tajemne zaklęcia, topiąc je w zmarzniętej tafli okna.
Płomyczek mało ze świecy nie wyskoczył, tak bardzo pragnął wzajemności, a lekko zawstydzona kula zarumieniona bezprecedensowym flirtem krygowała się i udając opal, szukała schronienia w moich dłoniach.
Położyłem kulę obok świecy, tonąc w fotelu. Księżyc cierpliwie obierał marzenia ze wstydu, gdy kula z cichym westchnieniem pękła rodząc smocze pisklę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz