Żółkną modrzewie, sumaki
ubrane w wiśniowe korony patrzą dumnie na łuszczące się platany. Śmieszka, z
wysokości ulicznej latarni rechocze obrzydliwie – jak to śmieszka. Jesień
miodosyta, ciemnieje na drzewach i coraz mniej żółci, choć przybywa dojrzałych
brązów, w jakich do twarzy wiewiórkom. Sikorki harcują po balkonowych
skrzynkach i nie przejmują się ludzkim wzrokiem. Depczę porzucone przez dęby
owoce, mijam gałązkę leszczyny pełną podeschniętych nasion, zgubioną zapewne
przez roztargnioną wronę. Kawki pilnują krawężników, niczym żandarmeria
umundurowana na czarno, żeby stłamsić nawet podejrzenie protestu. Wącham tę
jesień bez pośpiechu i nie przejmuję się, gdy znienacka przyjdzie ochota, by
kichnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz