Loteria.
Chciałem się zdać na los i rzucić
kośćmi, żeby ustalić magiczny bieg przyszłych zdarzeń. Astragalomancja nie
wspominała, że kości powinny być luźne, więc zszedłem do piwnicy, przynosząc
wszystkie, które ukrywałem od lat, złożone w schludny, nieco przykurzony
komplet. A konkretnie, w szkielet.
Ostrożność nie zawadzi.
W pubach, raptem o rzut lotką od nosa
barmana, wisi zwykle mocno zużyta tarcza. Sport ekstremalny, szczególnie po
paru kuflach Guinessach, czy szklaneczkach Bushmillsa. Wytrawny barman przed
wydaniem lotek sprawdza ukradkiem, czy klient nie cierpi na kataraktę, bądź
rozbieżnego zeza.
Dowód miłości.
Kiedy wyrzuciłaś do kosza wibrator – ten
sam, który dostałaś od koleżanek na osiemnastkę w ramach żartobliwego prezentu
(najpierw trzymanemu głęboko w szufladzie jako pamiątkę, a później namiętnie
eksploatowanemu podczas samotnych nocy) – zrozumiałem, że naprawdę mnie cenisz.
Krasomówca.
Pytałaś, dlaczego milczę tak
niewzruszenie, a przecież wymogłaś na mnie solenne przyrzeczenie, bym nigdy
więcej nie skłamał. Dziś, zupełnie szczerze, zamierzałem ofiarować ci jakiś
ładny komplement. Nic nie poradzę, że ani jedno słowo nie okazało się godne,
aby opuścić usta.
Bezduszny.
Miałaś oczy wypełnione łzami, kiedy paliłem
w piecu twoją kolekcję książek, meble po prababci, czy piękne, letnie sukienki.
A jednak widziałem w nich głęboką wdzięczność, że robię to, na co sama, z
sentymentu, nie zdobyłabyś się nawet w obliczu śmierci. Było koszmarnie zimno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz