Materia kłębiła się niczym stado
owiec na redyku, jednak rozsunęła się nieznacznie, żebym pomiędzy nimi zmieścił
bezwstydną fantazję i wyobraził sobie obietnicę TAM. Skąd nadeszło bezgraniczne
przeświadczenie, że doskonale będę pasował? Może sprawiła to nieśmiertelna
nadzieja, a może podszept Boga, który takie rzeczy po prostu wie? Zuchwale zadarłem
głowę, pochłoniętą gorączką żądzy i nadzieją, że dosięgnę krawędzi, przenikając
na drugą stronę szybciej od innych. Nie wątpiłem ani chwili, że warto walczyć,
pomimo potwornej odległości. Uparcie wspinałem się po szczeblach nieistniejącej
drabiny, ogryzany przez Los ze złudzeń. Brnąłem wierząc, że TAM spotkam nie
tylko grzech spełnienia, lecz bramę wiodącą ku wieczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz