środa, 27 kwietnia 2022

Wydłubane z tłumu.

 

        Kawki najzwyczajniej w świecie przeszły na dietę wegetariańską i pośród młodej zieleni trawnika pasą się troskliwie pielęgnując boczki i poziom cholesterolu. Zaraz potem zaszarżował Zorro z papierosem ustach na rączej hulajnodze i mijał kobiety odziane w spodnie, czy spódnice pełne wielobarwnych kwiatów, by skłonić wiosnę do większego zuchwalstwa. Bez zauważenia minął nawet pancerną, fałszywą blondynkę idącą w butach o bardzo grubych i pękniętych w pół podeszwach oraz staruszkę o twarzy wypłowiałej, pomarszczonej niegodziwością świata czekającą na łaskawość sygnalizacji ulicznej. Na przystanku prowokacyjnie zatrzymało się dziewczę o nogach nagich aż poza granice pośladków, a naprawdę krótkie spodenki usiłowały sam-nie-wiem-co. I taką która absolutnie koniecznie chciała się podzielić z otoczeniem wizją nowego kolczyka, pilnującego żeby się jej pępek nie rozwiązał podczas spaceru.

 

        Im bliżej Rynku tym pośpiech mocniej kłuł w oczy. Paradoksalnie bo przecież tam można pozwolić sobie na lekkomyślne gapienie się na attyki i frontony kamienic bez obawy uszkodzenia ciała o karoserię maszyny prowadzonej ręką śpiocha, bądź oszołoma. Cieleśnie bogate kobiety gnały do swoich tajemnic, jakby świat się właśnie kończył, czy zaczynać miał, a one z niedoskonale namalowanymi brwiami nawet zdziwić się nie będą umiały. Na krawędzi rynkowej pierzei zastygł w swoich wypukłościach tajemniczy strażnik przestrzeni i niczym kobra pozwalał się uwodzić rzewnej melodii saksofonu.

 

        A z tymi telefonami, to jawny obłęd Panie! Chłopiec wiódł wybrankę, trzymając za rękę, żeby mu się nie zapodziała, a ta zatopiona w rozmowie telefonicznej nawet tramwaju dostrzec nie umiała, ledwie wspominając o miłości wstydliwie ukrytej pod nastoletnimi powiekami i czarną czuprynką. Tuż obok ręcznie malowany rudzielec wdzięczył się do monitora i uśmiechał tak rozkosznie, że gdyby telefon miał duszę – rozpuściłby się z zachwytu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz