W dwa palce chwytam szew nocy, by pociągnąć.
Bezskutecznie. Pomagam sobie zębami, dopiero wtedy puszcza. Krwawi lepką słodyczą,
jakby miazgą fig. Wypływa coraz mocniejszym strumieniem, zmieniając się w
granitową rzekę. Z wnętrza wystaje fragment materii. Jakby kawałek skórzanego wora,
czy wewnętrzna strona żołądka. Dzięki temu granitowa sieczka ciurka mniej
intensywnie. Ciągnę pęcherz, żeby całkowicie zablokować wypływ. Materiał jest
niebywale śliski, usiłuje wymknąć się chwytowi. Zaciskam pięść, ciągnąc z całych
sił. Coś zapiszczało i niespodziewanie noc wywinęła się na lewą stronę! Dziwną.
Nieużywaną. Chyba była zaskoczona równie mocno, jak ja. Błyskawicznie zszywam
ranę stalowymi zszywkami, żeby nie powróciła do pierwotnej postaci.
Nocą dzieją się dziwne rzeczy....
OdpowiedzUsuńCzasami trudno je odróżnić od snu czy fantazji...
jedni je śnią, a inni wyobrażają je sobie.
Usuń