A gdybym dziś właśnie powiedzieć miał KOCHAM, wystarczyłby mi zapach
prześcieradła, ciągle pachnącego Tobą. Znalazłbym włos wciąż drżący i pełen
tajemnic, o których nie zdążyliśmy porozmawiać, nim emocje wystygły, pozwalając
nam zasnąć bez pojęcia, w kołysce wzajemnych ramion. Szukam rozmytych śladów na
własnej skórze i w książkach stojących odwiecznie pod skrzydłami regałów.
A gdybym dziś właśnie powiedzieć miał KOCHAM, wystarczyłby mi obraz Ciebie
w lustrze, jak poprawiasz makijaż przed wyjściem, albo sprawdzasz, czy nie
staniesz się niechcący sensacją biurowych plotek, bo właśnie wyjęłaś z szafy
nową sukienkę, która chwilowo niechętnie otula Twoje wątpliwości kreską obcej
wyobraźni. Wystarczy że znikniesz na chwilę, a już muszę zamknąć oczy, udając
że wciąż jesteś na wyciągnięcie ręki.
A gdybym dziś właśnie powiedzieć miał KOCHAM, wystarczyłby mi smak minionej
nocy, okraszony spełnieniem wykrzyczanym w sufit samotnego sąsiada, który być
może oszalał z zazdrości, bo teraz trwa cisza kamienna, niezmącona, styczniowa.
Wargami zebrałem najdrobniejsze kryształy rodzące się w zamęcie współistnienia,
bym mógł je teraz, po jednym wybierać czubkiem języka, licząc, że wystarczą na
dowolnie długie zawsze.
A gdybym dziś właśnie powiedzieć miał KOCHAM, wystarczyłby mi dotyk, jakim
oddzielam ciepło Twojego ciała od nieskończonego zimna zewnętrza. Dłonią
potrafię już wymodelować każdą wypukłość i najdrobniejsze wklęśnięcie. Bliznę,
o której dawno zapomniałaś, lub wczorajszego strupka. Wystarczy tylko, że świat
pozwoli nam zapomnieć o sobie, milcząc wyniośle nowym, luksusowym dzwonkiem
telefonu.
A gdybym dziś właśnie powiedzieć miał KOCHAM, wystarczyłby mi krzyk
spełnienia, kiedy bezwolnie mordujesz dłońmi prześcieradło, zaciskając w
spazmie palce i kalecząc je do krwi. Żadna pralka nie upierze go wystarczająco,
by zapomniało tę krzywdę, lecz ono poprosi o jeszcze. O więcej, o wszystko,
byle trwać z Tobą w ekstazie, która nie zna czasu i przestrzeni. W takim krzyku
rozpuszcza się szkło, a fala uderzeniowa rodzi gniewne burze na powierzchni
słońca.
A gdybym dziś właśnie powiedzieć miał KOCHAM… zabrakłoby mi zmysłów, bo
przecież... czym jest zaledwie pięć dostępnych mi wymiarów, wobec
nieskończoności wrażeń? Nie potrafię, choć uczę kaleki język wciąż nowych słów,
patrzę przenikliwiej i bardziej subtelnie. Zazdrościć mam babiemu latu?
Dmuchawcom na wietrze? Nie! Niech to one mi zazdroszczą, bo potrafię powiedzieć
ubogie KOCHAM CIĘ, nie dbając o rozpiętość słowa, aby nieudolnie scalić w sobie
niepospolitość magii współistnienia.
A jeśli teraz powiem KOCHAM – czy dosięgnie choć cienia Twojego istnienia? Uwierzysz?
Poczujesz jego ciepło rozlewające się tam, gdzie dotrzeć zdołamy dopiero
pojutrze? Muszę chociaż spróbować, nawet, jeśli to będzie jedynie jąkanie nieśmiałego
nastolatka o buzi pełnej pryszczy do tej... najpiękniejszej:
KOCHAM CIĘ!
Przecież wiesz.... że pięknie to napisałeś...
OdpowiedzUsuńech... pięć razy chciałem już to poprawiać ale nie mogę - bo nigdy nie skończę poprawiania.
Usuńcokolwiek napiszę zabrzmi banalnie, więc tylko powiem - tekst przepiękny, niczego nie poprawiaj.
OdpowiedzUsuńnie zamierzam. żeby poprawić - trzeba umieć lepiej. gdybym był w stanie - zrobiłbym to od ręki.
Usuńz kruchą wiedzą
OdpowiedzUsuńo sobie
stałam z boku
pędzlem kolorowym
malując
czarne kreski
spóźniona zawsze
na tym przystanku
na którym czekałeś
od kiedy
jesteś
nie patrzę w tył
ani przed siebie
tylko tu i teraz
z tobą
jestem szczęśliwa
A tak mnie natchnęło po przeczytaniu Twojego pięknego wyznania, bo myślę sobie, że szczęśliwa ta, do której pisałeś.
brakowało Twoich wierszy. blog pusty, porzucony, jak zapomniany cmentarz.
Usuńwróć - proszę.