Wyśliznąłem się z bikini, spocony
niczym szczur. Nie dlatego, że było upalnie ponad miarę, tylko sznureczki
rozmaite wrzynały się między pośladki, powodując dyskomfort w kroczu. Usiadłem,
żeby spowolnić puls, który właśnie usiłował przekroczyć barierę dźwięku.
Zmaltretowanym kroczem trafiłem na niekończący się piach i poczucie dyskomfortu
jeszcze wzrosło, gdyż wszędobylski kurz przeprowadził błyskawiczną inwazję na
moje zaplecze, penetrując nawet niezdefiniowane strefy intymne. Był gorszy od
wzroku lubieżnika. Przechodząca obok nimfa paradująca pod rękę z morskim
słoniem popatrzyła z pogardą na oblepione niebosko przyrodzenie i zabulgotała w
języku nimf, wzbudzając entuzjazm słonia. Nawet napić się nie zdołałem, bo woda
była za słona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz