Wprowadziłaś się, kiedy ja… byłem już trwale
związany ze sterylnym pokojem, który opuszczałem jedynie na skomplikowane
badania, względnie na pięć godzin cotygodniowej dezynfekcji. Te pięć godzin
spędzałem w namiocie tlenowym i było to najgorsze pięć godzin każdego tygodnia.
W trakcie sprzątania mojego więzienia bez końca zastanawiałem się, czy diagnoza
była mi potrzebna, czy nie lepiej byłoby się pomęczyć, ale jednak żyć pełną
piersią. Łapiąc wszelkie choroby i uczulenia. Za to między ludźmi. Przymykałem
oczy, choć i bez tego pierwsze piętnaście lat życia miałem przed oczami –
rower, lekcje w szkole, wycieczka z mamą na lody, odrabianie lekcji z Magdą…
Ciekawe, z kim dzisiaj je odrabia.
Mniej więcej rok temu wprowadziła się
piętro wyżej nowa lokatorka. Zaintrygowała mnie natychmiast, a ciekawość jeszcze
mnie nie opuściła. Po mieszkaniu chodziła w butach na obcasie. Zupełnie, jakby
nie znała kapci. Jedynie na czas kąpieli zdejmowała je i szła boso do łazienki,
by wrócić wprost do łóżka. Moja nastoletnia wyobraźnia widziała ją nagą,
skazując na wieczne seanse masturbacji. Nie minęły trzy miesiące, a ja, po
krokach potrafiłem rozpoznać jej nastrój. Poznawałem, czy wstała zbyt późno i
spieszy się dokądś – nigdy nie wstawała przed południem, lecz czasami wyraźnie
się spieszyła. Z jej kroków rozpoznawałem, że klnie i wścieka się strojąc dziwaczne
miny przed lusterkiem, a potem zatrzaskiwała drzwi i niemal zbiegała po
schodach w najwyższych z możliwych szpilkach.
Zwykle czekała na nią taksówka na
wprost bramy wejściowej. Wiem, bo podglądałem ją jawnie, z niegasnącym
zachwytem. Modliłem się tylko, żeby w takiej chwili nie weszła do pokoju mama,
zastając mnie z ręką wetkniętą głęboko w piżamę. Ręka… wskakiwała tam
samodzielnie, nie pytając głowy o zdanie i bez zbędnych ceregieli wprawiała mój
umysł w stan euforii. Nie miewałem dylematów, czy wątpliwości. To, co było dobre
dla mojego umysłu – każdy mógł nazwać samogwałtem, grzechem i wyszydzić, jednak
ja wiedziałem swoje.
Mniej więcej miesiąc temu sąsiadka
wsiadając do taryfy dostrzegła mnie stojącego poza firaną. Uśmiechnęła się i
pomachała mi ręką, a moją twarz okrył rumieniec, który nie chciał zejść do
wieczora. Zaniepokojona matka wezwała pielęgniarkę, żeby zbadała mi puls i
sprawdziła, czy przypadkiem nie przypałętała mi się jakaś niezdefiniowana
infekcja. Pielęgniarka była niską kobietą o szerokich biodrach i dużych,
zapewne ciepłych piersiach. Mimo, że była starsza od mojej mamy, potrafiłem sobie
wyobrazić ją w bardzo jednoznacznej sytuacji. Głupio mi było rozpinać przed nią
górę piżamy, czując, jak dołem zaczynam się prężyć. Tym bardziej teraz, gdy
nasza nowa sąsiadka pomachała mi ręką, a ja uświadomiłem sobie, że zakochałem
się w niej beznadziejnie. Nocami przepraszałem ją w myślach, za moje spojrzenia
na siostrę, której uroda zaczynała przygasać, albo na dziewczęta przechodzące
chodnikiem na wprost mojego okna. Modliłem się, żeby wybaczyła mi te małe
zdrady, albo nigdy się o nich nie dowiedziała. Byłem podły. Młody i podły.
Nauczyłem się podsłuchiwać sąsiadkę, której
bezczelnie nadałem imię Magda – tak, imię tej koleżanki, z którą straciłem
kontakt raczej bezpowrotnie. Od chwili przymusowego zamknięcia w pokoju
zerwałem wszelkie znajomości. Wolałem stać się cyfrowym Avatarem samego siebie.
Przypisałem sobie taki pakiet zalet i jakości, że ośmielałem się na bardzo
wiele. Minęło sporo czasu, nim uświadomiłem sobie, że wirtualne przeżycia, to
zdecydowanie za mało. Mniej nawet, niż onanizm, który przynosił fizyczną ulgę. Podsłuchiwałem
Magdę i słyszałem, jej poszarpany orgazmem oddech. Zazdrość dławiła mnie,
chciałem zabić tego, który ośmielił się zająć miejsce przy jej boku i snułem
plany tak perfidne, że gdybym wprowadził je w życie – stałbym się bestią.
Potem płakałem i przepraszałem ją za
swoje zachowanie. Nie była mi nic winna. Normalna, zdrowa kobieta ma prawo
kochać się z kim zechce. A że była piękna, nie musiała upokarzać siebie, fundując
sobie seanse palcami wetkniętymi w bieliznę, czy manewry słuchawką prysznicową,
by rozładować napięcie. Wiedziałbym, gdyby korzystała z samoobsługi. Za to ja…
Pytanie brzmiało kiedy wpadnę, bo wątpliwości nie miałem, że musi nadejść ten
dzień, gdy mama zorientuje się. Od dwóch lat zużywałem chusteczki higieniczne w
takich ilościach, że mama patrzyła podejrzliwie i podejrzewała o ukrywaną
alergię. Nie zawsze zdążyłem je wszystkie powyrzucać do muszli. Były poutykane wszędzie
- za łóżkiem, między żeberkami grzejnika, pod poduszkami, a nawet w książkach.
Czwartkową noc poświęcałem na gruntowne sprzątanie i wyrzucanie. Przecież co piątek…
moja prywatność i intymność była regularnie gwałcona. Tratowana i wyrzucana na
śmieci. Cały pokój był przeszukiwany pod kątem roztoczy, kurzu, czy magazynów
bakterii. Brudne, poklejone chustki, to byłaby katastrofa wizerunkowa.
Romans z nieświadomą niczego sąsiadką
kwitł i osiągnęliśmy ten poziom zrozumienia, że bez udziału rozumu
szczytowaliśmy każdego dnia i każdej nocy. A potem odprowadzałem ją do
taksówki, albo witałem wracającą. Wściekałem się na gacha, któremu jakoś
udawało się umknąć przed moimi klątwami. Dzisiaj, jak zawsze stanąłem blisko
okna, gdy usłyszałem pospieszne kroki na klatce schodowej. Magda nie spieszyła
się dzisiaj. Może znów na mnie spojrzy? Specjalnie dla niej założyłem czystą
koszulę. I zdjąłem majtki, żeby nie przeszkadzały. Ona nie zauważy, a ja w
kilku fachowych ruchach doznam spełnienia, zanim zniknie wewnątrz samochodu.
Wyszła! Była piękna, jak każdego dnia.
I każdego dnia inna. Moja Magda. Nawet nie udawałem, że zapanuję nad dłonią.
Ścisnąłem mocno i zacząłem. Magda podniosła oczy i uśmiechnęła się. Wiedziała?
Kierowca właśnie wysiadał zza kółka, żeby otworzyć jej drzwi, mi do spełnienia
brakowało pojedynczych sekund, gdy Magda pomachała do kogoś – do mamy! Wyraźnie
ją zaczepiała! Czyli stało się! Magda wiedziona instynktem zauważyła to, czego
wzrokiem sięgnąć nie mogła. Rumieniec nie mieścił mi się na twarzy. Teraz powie
mamie i wstyd stanie się moją niekończącą się dodatkową udręką.
Dwie najbliższe mojemu światu kobiety
rozmawiały raptem pięć minut, a kierowca grzecznie czekał, aż skończą. Mama
podniosła wzrok i chyba też widziała mnie stojącego za firanką. Pożegnały się z
lekkimi uśmiechami, obie podniosły wzrok na okno, za którym trwałem jak posąg
obejmując więdnącego członka sztywną z emocji dłonią. Zapomniałem o wytrysku.
Musiałem się ubrać, zanim mama wejdzie na schody i przyjdzie żądając wyjaśnień.
Spodnie od piżamy? Do eleganckiej koszuli? Założyłem dżinsy na gołe ciało. Nie
miałem czasu na szukanie bielizny. Ledwie zdążyłem, a już mama delikatnie
zaskrobała paznokciem w drzwi. Zawsze skrobała, nie wiedząc, czy pukaniem nie
zbudzi mnie. I nigdy nie wchodziła bez tego dyskretnego pukania.
- Wiesz? – zaczęła rozmowę
najwyraźniej speszona – Rozmawiałam z naszą nową sąsiadką…
- Z Magdą? – wyrwało mi się – Widziałem.
- Wiesz, jak ma na imię? A skąd? –
zainteresowała się, jednak za chwilę zrezygnowała z indagacji i spuściła wzrok –
A wiesz… Nie wiem, jak ci to powiedzieć… ona pytała o ciebie. Mówiła, że
widziała cię kilka razy w oknie, lecz nigdy na zewnątrz. I pytała, czy nie
jesteś chory. Trochę jej opowiedziałam, bo to w końcu nie tajemnica. Miła
kobieta. Magda, mówiłeś? Zaproponowała, że może przyjść do nas… hmm… do ciebie.
Dojrzewanie, to trudny czas dla chłopca, który nie ma towarzystwa. Zgodziła się
nawet na wszelkie obostrzenia i restrykcje, żeby nie osłabić twojej odporności.
Nawet niedrogo bierze. Będzie nas stać ze dwa razy w miesiącu…
Cóż za miłość matki...
OdpowiedzUsuńpodobno matczyna miłość nie ma granic.
Usuń