środa, 20 kwietnia 2022

Krótka historia miłosna.

 

Wprowadziłaś się, kiedy ja… byłem już trwale związany ze sterylnym pokojem, który opuszczałem jedynie na skomplikowane badania, względnie na pięć godzin cotygodniowej dezynfekcji. Te pięć godzin spędzałem w namiocie tlenowym i było to najgorsze pięć godzin każdego tygodnia. W trakcie sprzątania mojego więzienia bez końca zastanawiałem się, czy diagnoza była mi potrzebna, czy nie lepiej byłoby się pomęczyć, ale jednak żyć pełną piersią. Łapiąc wszelkie choroby i uczulenia. Za to między ludźmi. Przymykałem oczy, choć i bez tego pierwsze piętnaście lat życia miałem przed oczami – rower, lekcje w szkole, wycieczka z mamą na lody, odrabianie lekcji z Magdą… Ciekawe, z kim dzisiaj je odrabia.

 

Mniej więcej rok temu wprowadziła się piętro wyżej nowa lokatorka. Zaintrygowała mnie natychmiast, a ciekawość jeszcze mnie nie opuściła. Po mieszkaniu chodziła w butach na obcasie. Zupełnie, jakby nie znała kapci. Jedynie na czas kąpieli zdejmowała je i szła boso do łazienki, by wrócić wprost do łóżka. Moja nastoletnia wyobraźnia widziała ją nagą, skazując na wieczne seanse masturbacji. Nie minęły trzy miesiące, a ja, po krokach potrafiłem rozpoznać jej nastrój. Poznawałem, czy wstała zbyt późno i spieszy się dokądś – nigdy nie wstawała przed południem, lecz czasami wyraźnie się spieszyła. Z jej kroków rozpoznawałem, że klnie i wścieka się strojąc dziwaczne miny przed lusterkiem, a potem zatrzaskiwała drzwi i niemal zbiegała po schodach w najwyższych z możliwych szpilkach.

 

Zwykle czekała na nią taksówka na wprost bramy wejściowej. Wiem, bo podglądałem ją jawnie, z niegasnącym zachwytem. Modliłem się tylko, żeby w takiej chwili nie weszła do pokoju mama, zastając mnie z ręką wetkniętą głęboko w piżamę. Ręka… wskakiwała tam samodzielnie, nie pytając głowy o zdanie i bez zbędnych ceregieli wprawiała mój umysł w stan euforii. Nie miewałem dylematów, czy wątpliwości. To, co było dobre dla mojego umysłu – każdy mógł nazwać samogwałtem, grzechem i wyszydzić, jednak ja wiedziałem swoje.

 

Mniej więcej miesiąc temu sąsiadka wsiadając do taryfy dostrzegła mnie stojącego poza firaną. Uśmiechnęła się i pomachała mi ręką, a moją twarz okrył rumieniec, który nie chciał zejść do wieczora. Zaniepokojona matka wezwała pielęgniarkę, żeby zbadała mi puls i sprawdziła, czy przypadkiem nie przypałętała mi się jakaś niezdefiniowana infekcja. Pielęgniarka była niską kobietą o szerokich biodrach i dużych, zapewne ciepłych piersiach. Mimo, że była starsza od mojej mamy, potrafiłem sobie wyobrazić ją w bardzo jednoznacznej sytuacji. Głupio mi było rozpinać przed nią górę piżamy, czując, jak dołem zaczynam się prężyć. Tym bardziej teraz, gdy nasza nowa sąsiadka pomachała mi ręką, a ja uświadomiłem sobie, że zakochałem się w niej beznadziejnie. Nocami przepraszałem ją w myślach, za moje spojrzenia na siostrę, której uroda zaczynała przygasać, albo na dziewczęta przechodzące chodnikiem na wprost mojego okna. Modliłem się, żeby wybaczyła mi te małe zdrady, albo nigdy się o nich nie dowiedziała. Byłem podły. Młody i podły.

 

Nauczyłem się podsłuchiwać sąsiadkę, której bezczelnie nadałem imię Magda – tak, imię tej koleżanki, z którą straciłem kontakt raczej bezpowrotnie. Od chwili przymusowego zamknięcia w pokoju zerwałem wszelkie znajomości. Wolałem stać się cyfrowym Avatarem samego siebie. Przypisałem sobie taki pakiet zalet i jakości, że ośmielałem się na bardzo wiele. Minęło sporo czasu, nim uświadomiłem sobie, że wirtualne przeżycia, to zdecydowanie za mało. Mniej nawet, niż onanizm, który przynosił fizyczną ulgę. Podsłuchiwałem Magdę i słyszałem, jej poszarpany orgazmem oddech. Zazdrość dławiła mnie, chciałem zabić tego, który ośmielił się zająć miejsce przy jej boku i snułem plany tak perfidne, że gdybym wprowadził je w życie – stałbym się bestią.

 

Potem płakałem i przepraszałem ją za swoje zachowanie. Nie była mi nic winna. Normalna, zdrowa kobieta ma prawo kochać się z kim zechce. A że była piękna, nie musiała upokarzać siebie, fundując sobie seanse palcami wetkniętymi w bieliznę, czy manewry słuchawką prysznicową, by rozładować napięcie. Wiedziałbym, gdyby korzystała z samoobsługi. Za to ja… Pytanie brzmiało kiedy wpadnę, bo wątpliwości nie miałem, że musi nadejść ten dzień, gdy mama zorientuje się. Od dwóch lat zużywałem chusteczki higieniczne w takich ilościach, że mama patrzyła podejrzliwie i podejrzewała o ukrywaną alergię. Nie zawsze zdążyłem je wszystkie powyrzucać do muszli. Były poutykane wszędzie - za łóżkiem, między żeberkami grzejnika, pod poduszkami, a nawet w książkach. Czwartkową noc poświęcałem na gruntowne sprzątanie i wyrzucanie. Przecież co piątek… moja prywatność i intymność była regularnie gwałcona. Tratowana i wyrzucana na śmieci. Cały pokój był przeszukiwany pod kątem roztoczy, kurzu, czy magazynów bakterii. Brudne, poklejone chustki, to byłaby katastrofa wizerunkowa.

 

Romans z nieświadomą niczego sąsiadką kwitł i osiągnęliśmy ten poziom zrozumienia, że bez udziału rozumu szczytowaliśmy każdego dnia i każdej nocy. A potem odprowadzałem ją do taksówki, albo witałem wracającą. Wściekałem się na gacha, któremu jakoś udawało się umknąć przed moimi klątwami. Dzisiaj, jak zawsze stanąłem blisko okna, gdy usłyszałem pospieszne kroki na klatce schodowej. Magda nie spieszyła się dzisiaj. Może znów na mnie spojrzy? Specjalnie dla niej założyłem czystą koszulę. I zdjąłem majtki, żeby nie przeszkadzały. Ona nie zauważy, a ja w kilku fachowych ruchach doznam spełnienia, zanim zniknie wewnątrz samochodu.

 

Wyszła! Była piękna, jak każdego dnia. I każdego dnia inna. Moja Magda. Nawet nie udawałem, że zapanuję nad dłonią. Ścisnąłem mocno i zacząłem. Magda podniosła oczy i uśmiechnęła się. Wiedziała? Kierowca właśnie wysiadał zza kółka, żeby otworzyć jej drzwi, mi do spełnienia brakowało pojedynczych sekund, gdy Magda pomachała do kogoś – do mamy! Wyraźnie ją zaczepiała! Czyli stało się! Magda wiedziona instynktem zauważyła to, czego wzrokiem sięgnąć nie mogła. Rumieniec nie mieścił mi się na twarzy. Teraz powie mamie i wstyd stanie się moją niekończącą się dodatkową udręką.

 

Dwie najbliższe mojemu światu kobiety rozmawiały raptem pięć minut, a kierowca grzecznie czekał, aż skończą. Mama podniosła wzrok i chyba też widziała mnie stojącego za firanką. Pożegnały się z lekkimi uśmiechami, obie podniosły wzrok na okno, za którym trwałem jak posąg obejmując więdnącego członka sztywną z emocji dłonią. Zapomniałem o wytrysku. Musiałem się ubrać, zanim mama wejdzie na schody i przyjdzie żądając wyjaśnień. Spodnie od piżamy? Do eleganckiej koszuli? Założyłem dżinsy na gołe ciało. Nie miałem czasu na szukanie bielizny. Ledwie zdążyłem, a już mama delikatnie zaskrobała paznokciem w drzwi. Zawsze skrobała, nie wiedząc, czy pukaniem nie zbudzi mnie. I nigdy nie wchodziła bez tego dyskretnego pukania.

 

- Wiesz? – zaczęła rozmowę najwyraźniej speszona – Rozmawiałam z naszą nową sąsiadką…

 

- Z Magdą? – wyrwało mi się – Widziałem.

 

- Wiesz, jak ma na imię? A skąd? – zainteresowała się, jednak za chwilę zrezygnowała z indagacji i spuściła wzrok – A wiesz… Nie wiem, jak ci to powiedzieć… ona pytała o ciebie. Mówiła, że widziała cię kilka razy w oknie, lecz nigdy na zewnątrz. I pytała, czy nie jesteś chory. Trochę jej opowiedziałam, bo to w końcu nie tajemnica. Miła kobieta. Magda, mówiłeś? Zaproponowała, że może przyjść do nas… hmm… do ciebie. Dojrzewanie, to trudny czas dla chłopca, który nie ma towarzystwa. Zgodziła się nawet na wszelkie obostrzenia i restrykcje, żeby nie osłabić twojej odporności. Nawet niedrogo bierze. Będzie nas stać ze dwa razy w miesiącu…

2 komentarze: