poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Analogowe tęsknoty.


Znienacka zapłonęły bzy fioletem wystarczająco głębokim, żeby oczy schwytać i nosy pewnie też. Smutno im w bezwzroczu. Kto to widział kwitnąć daremnie, pośród równie zawiedzionych, różowych głogów? Ludzie więdną z niezauważenia, rośliny są chyba twardsze. Kuszą nieliczne jeszcze pszczoły i czekają na chwilę brzemienną. Po ulicach przemykają tramwaje wijąc się po pustych ulicach i tylko wiatr się szarpie nie mając z kim zatańczyć. Wrony naradzają się, jak spożyć resztki mleka z butelek porzuconych w trawie, ale nic nie wymyśliły we dwie i pognały szukać mądrzejszej głowy, albo łatwiejszego łupu. Puchate wróble siedząc w rynnach ćwierkają coś niezrozumiale i przekrzywiając główki kpią ze mnie, gdy szukam towarzystwa. Ludzi szukam, bo bez nich świat zdaje się być monotonnym i przewidywalnym. Widnokrąg spięty wantami mostu, który zapewne wciąż tam jest, choć przesłonięty kipielą koron drzew, których stąd nie potrafię rozróżnić. Język, znudzony od nieużywania szuka czegoś między zębami i koncentruje się na smakach. Jeszcze trochę i stanę się koneserem. Gadać klawiaturą? Jakie to okropnie cyfrowe…

2 komentarze:

  1. Gadanie klawiaturą...ma sens. Tak jak i czytanie, chociaż alfabet jest czasem inny...

    OdpowiedzUsuń