Odsuń się dziecko
– stanowczym ruchem dłoni powstrzymał zbliżające się do stołu dziecię płci
najpiękniejszej z możliwych – Będę jadł!
A potem już jadł.
Nie kłamał wcale. Pobierał kwanty energii tak rozrzutnie krojone, że jako
pojedyncza dawka stosowana mogła być wyłącznie przez koneserów, pośród których
i tak już uchodził za guru. Jedzenie doprowadził do formy sztuki użytkowej,
cepelii, która kwitła pod strzechą nie siląc się na klasyczne piękna
wysublimowanych, perfumowanych idoli o głosie zabarwionym nadziejami na
zbliżenie poprzez sztukę, albo i pomimo niej. Jadł, żarł, pochłaniał. Zmieniał
się w kontener na paszę, silos, kompostownik, czy jak kto chce nazywać
śmietnik, w jakim przetwarzał i przetwarzał nie popadając w letarg, znudzenie,
czy monotonię. Potrafił czynić to długofalowo i z wdziękiem nienachalnym.
Dziecko popadło w
zachwyt, w jaki popaść może koneser sztuki na widok świeżo odkrytego
Modiglianiego, który przeleżał tak wiele wojen pod ściółką z siana nad oborą,
że na wylot przesiąkł torfem. Stało z buzią otwartą, gotową na wizytę stomatologa,
albo cięcie migdałków żywcem. Talerze rotowały i oddalały się próżne, wylizane,
oczyszczone z resztek i dopiero niezwykle szczegółowa analiza materiału
genetycznego potrafiłaby określić zawartość przed spożyciem. Zasadniczo talerze
można było obetrzeć szmatką i skierować je na kolejny rejs w poprzek stołu.
Smaki na
talerzach zmieniały się szybciej niż cera jedzącego. Słony rzucał się
konwulsyjnie na okupujący środek stołu kwaśny, a słodki rozciągał się po
flankach niepostrzeżenie usiłując okrążyć ich razem, a ostrości szczerzyły zęby
tu i ówdzie znienacka napadając co mniejsze wyspy. Ledwie podjęły się okupacji,
a już terror wilczego apetytu zmiatał z powierzchni ziemi ślad agresji.
Jedzenie puszyło się, albo kuliło ze strachu – bez znaczenia. Niepojęty głód
sięgał po wciąż nowe i nowe wyzwania i każdemu potrafił sprostać nie wahając
się ani chwili.
Stos zbędnych
naczyń piętrzył się i zerkał nerwowo w stronę kuchni, wypatrując ciepłej
kąpieli w szamponie przeciwłupieżowym, choć i łupież był wylizany do czysta.
Talerze bały się, że w zapomnieniu chwili pozostaną na stole o jedną chwilę za
długo, by rozsypać się najpierw jak talia kart na obrusie, a potem grawitacja
zaprosi je do tańca pośród parkietu, by roztrzaskać ostatnie nadzieje na
przetrwanie. Stos piętrzył się niczym wieża Babel i chwiał się przeczuwając
nadchodzący kres. Ewolucja zatoczyła koło i w proch się obrócić przyjdzie, a tu
kolejny ostrzyżony z zawartości pojemnik wędruje na szczyt, niczym kopuła nad świętością
bazyliki rozpięta.
Jedzący wykonał w
końcu gest zbędny z punktu widzenia wymiany energii – sapnął, a nadzieje
zakwitły, niczym stokrotki na majowym trawniku.
- Pić! – zażądał
głosem, w którym trudno było doszukać się zmęczenia – I jeszcze ten… no… czy
została odrobina sosu…?
- Jest… - Stos
talerzy wtulił się w biust niewiasty, która zdążyła go schwytać nim rozsypał
się na plasterki.
- A czy możesz… -
najwyraźniej w obliczu żywiciela pochłaniacz tracił pewność siebie – Czy możesz
rzecz powtórzyć?
Spoza stosu
talerzy napłynął zachwyt. Że oczywiście, że owszem, tak. Kto to widział tak
skromnym posiłkiem podejmować Goliata. Kuchnia rozwrzeszczała się radością i
poczęła spełniać życzenia w tempie, które wciąż zdawało się być kuso skrojonym
na potrzeby chwili, która rosła w błogość i oczekiwanie. Na stół zaczęły
wdrapywać się talerze z drugiej, zapewne nieostatniej dziś zmiany. Smaki zajęły
pozycje strategiczne i szukały szczęścia w szachowym debiucie. Pomiędzy zębami
łopotał nieśmiało fragment czegoś, co obroniło się chwilowo przed nieposkromionym
apetytem. Gorset soków, sosów i innych resztek kwitł na obfitym apetycie i
powolutku wkraczał na schody w kierunku odległych wciąż niebios.
Pośród wojennego
szczęku, w zwarciu, w bezpośrednim starciu, w chmurach biologicznych chmur
aromatów niezłomność rosła w zacietrzewienie i bitewny szał. Po nas… choćby
potop!
Lubię patrzeć jak ludzie jedzą. Podobno tylko wtedy człowiek jest naprawdę sobą.
OdpowiedzUsuńsą tacy, którzy bardziej niż "lubią". feedersi to nie sf, ale naga prawda.
Usuń