Złodziej był tak
subtelny, że potrafił niepostrzeżenie wkraść się w cudze sny. Nikt nie wie –
przez nos, czy ucho, ale potrafił. Wkradał się każdej nocy. Nie było dla niego
żadnej świętości, nie znał odpoczynku, ani współczucia. Gdy tylko zapadał
zmierzch stawało się oczywiste, że budzi się ze snu, przeciąga i patrzy
chytrym, cynicznym spojrzeniem na miasto. Jak borsuk na łup. Czekał cierpliwie,
aż noc dojrzeje, a potem wyruszał ciszej, niż wiatr przemykający się pomiędzy
źdźbłami traw ozdobionymi brylantami porannej rosy.
Kradł sny.
Czasami. Nie zawsze całe. Zdarzało mu zadowolić się samą puentą, albo udanym
wstępem, po którym zdarzenia zaczynały się toczyć niepomyślnie. Wystrzępione,
odarte z wartości, krwawiące sny porzucał bez litości, a ich właściciel budził
się z poczuciem straty, której nie potrafił wyartykułować. Wiedział, że został
pozbawiony wartości, lecz nie miał pojęcia jakiej. Żebrał później na kozetkach
psychoanalityków o zwrot utraconych wartości, ale ci rozpościerali ramiona z
bezradności.
Policja wzmogła
nocne patrole, ale równie dobrze mogli zostać w domach. Złoczyńca był
nieuchwytny i wymykał się każdej obławie. Wyrafinowane pułapki, zastawione
przez fachowców zatrzaskiwały się chwilę po tym, jak zniknął, a obława strzegła
okradzionych sezamów nie mając nawet świadomości, że zło już się stało. Jak
cień ubrany w noc stawał się niewidzialny i nietykalny. Mógł robić, co chciał.
I robił! To była jedyna pewna informacja – okradał miasto ze snów.
Zmieniał dzielnice
jakby było mu obojętne, kogo tej nocy pozbawi sennych marzeń. Może miał węch
niczym niedźwiedź, albo słoń i wykrywał wyrafinowanymi zmysłami szczególnie
smakowite sny? Na to pytanie również nikt nie znał odpowiedzi. Miasto było za
duże, żeby skontrolować wszystkich, a straty były nie do oszacowania. Pisarze i
poeci w ramach solidarności z mniej uposażonymi w wyobraźnię mieszkańcami
podjęli się działań mających na celu stworzenie bazy snów, które rozsyłali
pocztą, albo samodzielnie wrzucali do skrzynek na listy.
Zarażone oddolną
inicjatywą władze miasta zaczęły zapraszać malarzy i muzyków, żeby wzbogacić
koloryt doznań. Hotele zapełniły się muzykami, muzea dziełami sztuki zarówno
tej klasycznej, jak i współczesnej. Poezja czytana w rytm muzyki rozbrzmiewać
zaczęła na skwerach pomiędzy smętnymi wysokościowcami na blokowiskach. Koncerty
i przedstawienia teatralne miały na celu wzbogacenie zubożonych umysłów. Pomysł
sam w sobie znakomity spotkał się z poklaskiem. Ze spektakularnym entuzjazmem
ludzie masowo korzystali i delektowali się sztuką, która nagle zawitała w ich
mieście, płynąc takim strumieniem, że najbardziej wybredny z mieszkańców miał
zawrót głowy, aby wybrać coś dla siebie.
Na ulicach
zaczęły pojawiać się pierwsze nieśmiałe uśmiechy, w kwiaciarniach znów pojawili
się klienci, bo kwiaty nieodmiennie towarzyszą wyznaniom, choćby i nieśmiałym.
Kryzys zdawało się został opanowany. Pierwsze listy gratulacyjne i oddechy
głębsze od ulgi zaczynały kwitnąć nawet w najlichszych osiedlach, kiedy na
miasto spadł mrok tak gęsty, że uśmiechy skamieniały.
W jedną noc,
która przecież nie należała do najdłuższych, wszyscy twórcy zostali ograbieni
ze snów! Z fantazji. Z talentu. Równie dobrze można byłoby zgasić słońce. Życie
zamarło z przerażenia. Pierwsi emigranci w ponurym milczeniu pakowali dobytek,
na trawnikach więdły ostatnie stokrotki i mniszki, a wiatr podkulił ogon pod
siebie i zwiewał jak przestraszony na śmierć burek, porzucając latawce walające
się koło śmietników i płaczące za nim brzdące, którym nikt już nie potrafił
zaśpiewać kołysanki na dobranoc.
Ostatnim
wrażeniem, które przedarło się przez tę pustynię był chichot. Zawzięty łotr
śmiał się w niebyt. Nad miasto nadciągała noc. Pusta. Nie niosąca nadziei, ani
marzeń. Noc, która minąć miała nadaremnie.
Jesteś w świetnej formie:-)
OdpowiedzUsuńmoże po prostu mam duuużo czasu? jak znakomita większość.
Usuńokna pomyte, szafy posprzątane - nic, tylko pisać.
Witaj, Oko.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to wpisuje się w nastrój:):
"Noc łopotem przybiegła nad miasto
trzepocząca po gardle skrzydłami,
w zmatowiałych pryzmatach powietrza
asfalt światłem latarni się łamie.
Szyba pękła niespodzianym krzykiem,
szkło wyprysło rakietami w ciemnie...
uciekały ulice gdzieś, nocą
puste śmiechem, biegnące beze mnie..."
("Nocny złodziej" - K. K. Baczyński)
Pozdrawiam:)
Jesteś niezastąpiona Leno, a ja pełen podziwu.
Usuńcokolwiek bym nie napisał masz w zanadrzu wiersz - nie wiem jak wielkie jest owo "zanadrze", ale moja wyobraźnia czuje się upokorzona - zbyt wątła w obliczu Twojej pamięci.
życie bym strawił i nie zdołałbym zapamiętać połowy tego, co Ty w głowie nosisz...
(faktem jest, że własnych opowiadań też nie bardzo pamiętam)
Dziękuję.
UsuńMiło być niezastąpioną choć przez chwilę:)
Jak pisałam kiedyś - mam raczej problem z zapominaniem. Żadna moja zasługa - taka jestem i muszę z tym żyć;)
Absolutna Doskonałość jest sprawiedliwa - każdego czymś obdarowuje (czy tego chce, czy - nie), bo równowaga musi być zachowana:)
Pozdrawiam:)
bądź jak najdłużej. a gdybym drugi raz napisał to samo opowiadanie, to daj znać. ja będę niewątpliwie zaskoczony.
Usuń