Czas przepływa przeze mnie, jak morze przez meduzę. Jest wszędzie.
Panoszy się. Pokpiwa. Chyba. Może to moja paranoja nadaje mu moc, może moja
słabość. Ukrywam się w głowie. Zdejmuję twarz, bo zupełnie mi teraz
niepotrzebna. Wkładam do miski z wodą – zupełnie, jakbym chował sztuczną szczękę na noc, żeby móc mlaskać, ciamkać i ględzić niezrozumiale.
Twarz w wodzie wygląda na zwiędniętą. Sflaczałą. Ostatnio była mocno używana.
Przyda się jej płukanie, bo zakurzona i ponura. Pielęgnacja. Spa dla twarzy.
Ta, mogłaby się uśmiechać, ale nie chce najwyraźniej. Może źle jej było ze mną.
Może nienawidzi mnie? Wystawię na allegro, czy OLX. Może ktoś kupi, albo
wymieni na inną?
Otwieram szufladę i chowam ją do środka. Mam tam jeszcze kilka. Na wszelki wypadek, bo zdarza się
zgubić. Roztargnienie, albo emocje i po wszystkim. Zostaje potem gdzieś w
biurze rzeczy zagubionych i nikt się nie zgłasza, bo wiadomo – tam nie potrafią
przechowywać twarzy i one szybko parcieją i kruszą się – trudno, kto zgubił,
musi mieć nową. Ja mam kilka. Jedna, to jeszcze z metką – dziewicza. Trzymam na
szczególną okazję. Kiedyś założę, ale teraz, to nawet nie dotykam, żeby kancery
jakiejś nie zrobić.
Przebiegam wzrokiem – cztery. Teraz są wszystkie. Pływają sobie spokojnie w
letniej wodzie. Patrzą się. Jedna, to nawet kokietuje mnie. Ją rzadko zakładam.
Domowa. Wyjmuję, kiedy przychodzą goście. Może jej się nudzić, bo dawno nikogo
nie zapraszałem. Z nią nie wychodzę dalej, niż na balkon. Przyzwyczajona jest –
taka kura domowa. Mam szczęście, że to lubi. Nie każda dałaby radę.
W domu, kiedy nie ma gości, chodzę bez twarzy. Trzeba oszczędzać. Nie jestem
krezusem, a cztery twarze, to niewiele. Są tacy, co mają specjalną garderobę na
twarze. Ja muszę zadowolić się płytką szufladą, chociaż był czas, gdy powodziło
mi się lepiej i mam jeszcze zapasowe szuflady, na wypadek, gdyby się trafiła
dzika forsa. Kupiłbym bez wahania ze trzy, albo i więcej. Nawet zagrałem w totolotka,
kiedy była kumulacja i marzyłem przez parę dni, że będę miał garderobę z
twarzami na każdą, najdzikszą okazję, że będę przebierał i kaprysił jak filmowa
gwiazdka, która drugi raz nie założy tej samej, ale nie odda też biedniejszym, żeby
nie chodzili w jej twarzy. I potem marnują się twarze zamknięte na wieczność w
prywatnych rezydencjach i nawet w spadku nie zostaną przekazane innym, bo
testamenty obwarowane są restrykcjami i żadnej twarzy uwolnić nie zechcą.
Uśmiecham się do tej domowej, czochram delikatnie tę, którą właśnie
zdjąłem – służbową. Dzisiaj smog był w mieście. Trochę poszarzała, ale w kąpieli
się zregeneruje. Ma czas. Weekend. Do poniedziałku powinna być świeża, jak zapach bułeczek z pobliskiej piekarni. Nowa
przygląda mi się badawczo, choć metka przesłania jej jedno oko, jak piratowi z
bajek. To nie czas na fanaberie. Nie założę jej. Mierzyłem w sklepie. Nic nie zmieniło
się od czasu zakupu. Musi pasować. Nie kupowałem twarzy na jedną okazję, tylko
na lata. Roztropnie. Może nie jest spektakularna, jak kreacja na Sylwestra, ale solidna, jak dębowe biurko, które pamięta czasy królów. Niezniszczalna i
rozpoznawalna, lecz nie pstrokata niczym papuga.
Czwarta… Z nią jest źle. To twarz z historii. Nosi piętno lat ze mną.
W niej dorastałem i przeżywałem te wszystkie pryszczate lat pełne wstydu i
upokorzeń. Pierwszych, miłości, które czezły w słowach niepokornych, albo były
wyłącznie iluzją spuchniętego z pożądania rozporka. Trzymam ją z sentymentu. Przychodzą
czasami nostalgiczne, listopadowe wieczory, kiedy wyjmuję ją i staję przed
lustrem. Albo w oknie, gdy noc łaskawie zgasi słońce i pozwoli na swobodę.
Krępuje mnie ciekawość zewnętrza. Nawet, gdy jest iluzoryczna. Z tą twarzą lubię
samotność. Otulam się nią, jak miękkim kocem i wspominamy sobie drobiazgi,
płaczemy razem, albo śmiejemy się z mojej niedoskonałości.
Pogłaskałem ją czule zanim zamknąłem szufladę. Nie ma co wzdychać, do
listopada daleko, a czasy trudne. Szlochanie trzeba ograniczyć, żeby przetrwać.
Zasłaniam rolety. Pokazać się bez twarzy jest jeszcze gorzej, niż w tej
listopadowej. Nic nie poradzę, że po domu lubię chodzić nagi.
Dajesz do myślenia tym pisaniem osobistym, ja chyba mam tylko dwie, na wyjście i domową. Wyjściowa mało używana.
OdpowiedzUsuńposzukaj. pewnie coś się znajdzie w szafie. chociaż czasy takie, że każdy już ma porządki za sobą raczej i trudno o niespodzianki w zakamarkach.
UsuńMnie osamotnienie nie skłania do porządków, nie mam kiedy się tak nudzić by chwycić za ścierę
OdpowiedzUsuńto może znajdzie się jakaś zakurzona twarz ze starych dobrych czasów.
UsuńWiosna sprzyja porządkom - nawet tym nietypowym. Tak mnie zamyśliłeś, bo dawno nie zaglądałam do moich twarzy - może część się już zużyła takim zaniedbaniem... oby nie te piegowate co bogate są w rysy przeżyć.
OdpowiedzUsuńPiękny jest ten tekst. Czytam go sobie już któryś raz i wiesz... ta szuflada ma chyba więcej niż jedno dno, bo wciąż znajduję coś nowego...
szuflada, czy tekst? bo to nie to samo.
Usuńukryte twarze do zadań specjalnych?
dom, to miejsce, gdzie można być bezbronnym. Gdzie warto być takim.
Pisząc szuflada miałam na myśli tekst. Nie jesteś jednoznaczny i lubię, kiedy wracam do Twoich treści i znajduję w nich coś czego nie widziałam wcześniej.
UsuńKażdy ma ileś twarzy, tych specjalnych i tych mniej... a dom to miejsce bezpieczne i jedyne, w którym można być prawdziwym.
znajdujesz więcej, niż ja schowałem. Kobiety tak mają - więcej widzą i znajdują to, co schowane nawet przed chowającym. teraz, to ja będę musiał przeczytać tekst i poszukać, coś w nim znalazła.
UsuńMiłych wrażeń przy czytaniu - polecam, to naprawdę znakomite opowiadanie!
UsuńZnakomity tekst. Pierwsze zdanie zainspirowało mnie do napisania posta, który jutro(?) opublikuję.
OdpowiedzUsuńTwoje rozważania na temat twarzy uświadomiły mi,że zapomniałam o istnieniu kosmetyczki, wiesz - maskara, pomadka...
nie wiem - wiesz? na faceta trafiło i słowa owszem już widziałem, ale, żebym wiedział, to nie powiem.
Usuńskoro jednak jedno zdanie wystarczyło, to wstyd zapytać o pozostałe.
A to ci niespodzianka. Sadziłam, że skoro faceci w mojej rodzinie i okolicy wiedzą, to dotyczy całej męskiej populacji.
Usuńteraz, to już nie wiem, czy się wstydzić, czy chwalić.
UsuńW szufladzie? A nie zwiędną?
OdpowiedzUsuńw wodzie, nachleją się, aż spuchną
UsuńNa to co się dzieje teraz, nie mam jeszcze odpowiedniej.
OdpowiedzUsuńspokojnie - zdążysz dobrać. zaraza nigdzie się nie wybiera.
UsuńTwarz ma się jedną. To pewne. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńmalarz powinien więcej dostrzegać
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńPonoć "nie trzeba mieć twarzy, wystarczy - mieć nosa". Przynajmniej wg pana Leca:)
A trochę bardziej serio:
"Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej twarzy kryje się zwodnicze."
("Maska" - Ch. Baudelaire)
Pozdrawiam:)
dokładnie tak.
UsuńJa, jeżeli zdobędę pieniądze, kupię sobie twarz nieporastającą włosiem. Nie lubię zarostu i nie lubię golić się. Miałem taką w dzieciństwie, ale wtedy nie podobała mi się i wyrzuciłem ją...
OdpowiedzUsuńAzjaci podobno mają mniejsze tendencje do porastania. a Indianie wyskubywali zarost, aż przestał się pojawiać.
Usuń