-
Kłamstwo! Największe, jakie możesz sobie wyobrazić. Słowa
strzelały policzkując mnie bezbronnego – Masz mi przynieść
takie kłamstwo, w które będę musiał uwierzyć!
-
Ja? Przecież ty w nic nie wierzysz…
-
Czytaj. Ucz się, Podglądaj i kradnij. Myśl!
Słowa,
jak gwoździe kowalskie raniły łącząc mnie z pokutnym krzyżem,
którego nie mam prawa udźwignąć. Za co mnie tak bił? Za co
chlastał słowami? Ja, który płakać nie umiem od chwili, gdy łeb
ukręciłem słonecznikowi pośród nocy rosnącemu. Temu, co swą
pyzatą twarz wystawiał nawet na widok rozświetlonych okien
pociągów wiozących próżne marzenia tam i z powrotem. Wyłem, jak
wilk zwołujący sabat. Zanosiłem się szlochem i tonąłem we
łzach, nie nadążając z ich łykaniem. Byłem pełen wódki i
mięsa. Pełen żalu i wściekłości. Bezradny i żałosny. A potem
przeskoczyłem siatkę i skręciłem mu kark. Nawet wtedy przyglądał
mi się szyderczo spode łba stygnącym wzrokiem, a ja straciłem
łzy. Musiałem zapłacić łzami za zbrodnię i jego śmierć. Od
wtedy nie płaczę, a jeśli się zdarzy, to łzy są suche jak
piasek, albo ziarnka soli. Szczypią, drapią, lecz nie ciekną. Dziś
lał mnie po pysku ktoś, kto chyba chciał je odnaleźć. Naiwny.
Nie był wart mojego słonecznika.
-
Pisz kurwa! – przekroczył granice. Wiedział, że nie ma we mnie
zgody na podobne słowa – miałeś wzór, definicję. Pokazał ci
przecież cel, jakim chwaliłeś się i wciąż chwalisz. Jak to
brzmiało? Dobry pisarz i z książki telefonicznej stworzy
pasjonujące dzieło…? Pisz! Napisz mi świętą księgę.
Bluźnierstwo. Rzecz fałszywą, przed którą uklękną miliony.
Miliardy! Szukaj, jeśli nie umiesz wydobyć jej z siebie. Jedyne
słowa warte zapisania. Te, w których utopisz świat. Kora, Tora,
Biblia, Bhagawatgita… Patrz na święte księgi. Czytaj. Zbyt są
do siebie podobne, niemal jednakie. Kłam. Jak one. Opowiedz
historię. Przecież nikt nie wstanie z martwych i nie przeklnie cię
za bluźnierstwo. A jeśli nawet, to co? Zabije cię? Nie… Będziesz
żył wiecznie! Pierwszy, któremu się udało wskrzesić człowieka.
Nawet Bóg niechętnie się tego podejmuje i trzeba go mocno w jaja
kopnąć, żeby się pochylił. Swego uratował – też mi coś!
Niechby Kaina i Judasza wyzwolił!
Milczałem.
Skóra nastroszyła się i zgęstniała ze strachu. Gęsia skórka
obiegła całe ciało i obsiadła mnie na dobre. Czułem się coraz
mniejszy. A głos krzyczał lejąc mnie i siecząc . Słowa potrafią
być ostrzejsze od miecza. I są, kiedy fachowiec weźmie je, ukręci
bicz i wypuści na świat. Jeśli tylko odnajdą cel, wtedy zmiażdżą
go razem z twierdzą, w której się skrywa.
-
Pisz! Mnie jednego okłam. Albo giń, bądź zapomnij o słowach. Nie
gadaj, bo kiepski z ciebie gawędziarz. Pisz, albo wyrzuć ostatnie
kartki i wynoś się. Nie psuj ich daremnie. Napisz największe
kłamstwo, na jakie cię stać. Żebym uwierzył…
Napisałam pracę magisterską o tym, jak skutecznie kłamać i manipulować... może Ci bibliografię podrzucić?
OdpowiedzUsuńsuper!
Usuńboję się, że będzie zbyt mądra dla mnie - możesz streścić ludzkimi słowami?
Po ludzku? W skrócie manipulant musi nawiązać relację z oszukiwanym. Musi go przekonać, że są podobni, mają coś wspólnego (lubią to samo, wierzą w to samo, mają takie samo odczucie wobec czegoś). Strategie tego przekonywania są czasem bardzo złożone, ale mogą polegać na drobnych gestach. Badałam to na wybranych zachowaniach pewnego polityka. Jak tworzył granice my-oni. My dobrzy, oni źli. My się musimy bronić przed onymi, więc musimy ich zniszczyć.
Usuńpolityk... ja uczyłem się, że porządni ludzie nie pchają się do polityki, bo tam każdy musi się uświnić. taki fach. ale gadać, to ich faktycznie uczą specjaliści. TY? Produkujesz złotoustych?
UsuńNie, ja produkuję wyłącznie sztukę (bezużyteczną i użytkową). Po prostu umiem analizować to zagadnienie. Nauczyłam się z ciekawości i zrobiłam z tego dyplom.
UsuńPodobno najtrudniej uwierzyć w prawdę...
OdpowiedzUsuńtakie czasy że trudno uwierzyć w cokolwiek - zbyt wiele zdań, opcji, możliwości, wątpliwości i chylących się autorytetów.
Usuń