- To nieludzkie!
– pomyślałem nie bez racji – Kto to widział, żeby nitka była cieńsza od włókna
nerwowego, a igła posiadała (?) dziurkę (?) zapewne dziewiczą, albo urojoną.
Usiłowałem trafić
metodami naturalnymi – po palcu. Ale albo palce mam niewłaściwego do owej
dziurki rozmiaru, albo faktycznie jej tam nie było! Może usiłowałem nawlec
pajęczynę na gwóźdź? Z upływającym czasem skłaniałem się ku temu wyjaśnieniu i
skupiłem swoją złość na osobie, która śmiała podrzucić gwóźdź do pojemnika z
igłami. Nie musiałem zaglądać do środka. Wiedziałem, że wybrałem największy
rozmiar. Igły oczywiście, bo dziurek nie dostrzegałem w ogóle.
Przypomniałem
sobie sytuację, z której do dzisiaj śmieją się wszyscy; moja pani z jakąś swoją
znajomą poszły się kąpać, a po powrocie musiały się przebrać. Moja zrzuciła
mokre ciuszki, wytarła się i ubrała w suche, a koleżanka, krępując się
rozglądała się za parawanem, gdy usłyszała, że z trzech metrów to ja nie tylko
jej nagości nie zobaczę, ale i sporej baby nie dopatrzę się również.
Igła miała
przynajmniej część cech typowych dla sprzętu jaki reprezentowała – była ostra
jak diabli i korzystała z tego bezwstydnie, kłując mnie tu i ówdzie. Nie
narzekałem, bo dzięki temu łatwiej było ją odnaleźć. Palce najwyraźniej nie
były od kompletu. Pomyślałem, że odwiedzę sąsiadkę, gdyż moja pani przezornie
umknęła poza zasięg mojego głosu i oddała się sanatoryjnym rozkoszom z dala od
domowych pieleszy. Trochę wstyd pójść do kogoś i prosić, żeby odnalazł dziurkę
i wypełnił ją treścią – mogłem wyjść na satyra, słomianego wdowca, któremu
jedno tylko w głowie.
Alternatywą był
któryś z sąsiadów. W pamięci przejrzałem spis snajperów, zegarmistrzów i
mechaników precyzyjnych, jednak z braku takowych padło na mikrobiologa. Nie
wiem, jak bardzo odległa to dyscyplina od moich potrzeb, jednak pajęczyna i
dziurka tak mała, że już na pewno mikro, to może akurat? Zapukałem nieśmiało,
jednak na węch rozpoznałem, że otworzyła mi jego lepsza połowa, a owej, o
mikrodziurki i pajęczyny pytać nie śmiałem. Szczęściem domyśliła się i
wyjaśniła, że chłop poszedł tuż obok na piwo i ze dwie godziny go nie będzie,
gdyż, jak sam powiedział, „poszedł wyrzucić śmieci”, a, że przed wyjściem
skropił się wodą kolońską, więc dwie godziny najmarniej.
Adres znałem. W
emocjach poszedłem i w kapciach. Dobrze, że ubrany w miarę. Znaczy – nie w
piżamie, lecz coś bliższego odzieniu dziennemu. Knajpa nie była dla
wymagających, więc wszystkie stroje były dozwolone, jednak w piżamie czułbym
się nieswojo. Był! O błogosławione żony! Kocham was wszystkie! Za tę wiedzę i
stoicki spokój w obliczu obcych, bo swoim, to pewnie niewąsko się obrywa. Był i
grał w dart’a – w te strzałeczki rzucane do tarczy – czyli trafiłem w
dziesiątkę.
Przerwałem grę
zasłaniając własnym ciałem cel i ogłosiłem konkurs. Kto nawlecze nić pajęczą na
gwóźdź z dziewiczą dziurką tankuje do pełna na koszt firmy! Sprawdziłem –
firma, czyli ja, dysponowała portfelem. Rozgorzał bój. Nierówny. Pełen emocji i
spektakularnych porażek. Kolejka śmiałków ustawiła się, by po trzech nieudanych
podejściach wrócić na koniec, zahaczając po drodze bar, by uronić łezkę i
pokrzepić się strzemiennym na drogę.
- Panie! –
szepnął mi wprost do ucha barman – masz pan u nas dożywotnie piwko gratis za
ten diabelski pomysł. Że też sam na to nie wpadłem. Przy okazji – po cóż
szanownemu panu taka nitka?
Zapomniałem… Rany
boskie! Nie dość, że oka nie mam, to i pamięć mnie opuściła!
Bardzo dziękuję za ten uśmiech, który dziś w sobie znalazłam na dźwięk Twoich słów w moim umyśle, kiedy czytałam... och, jak rozumiem te dylematy - dla mnie nawleczenie jakiejkolwiek igły jakąkolwiek nitką to zadanie z gatunku mało okraszonych sukcesem.
OdpowiedzUsuńLubię Twoją lekkość stylu.
szkoda, że nie lubisz nawlekać igieł - chyba ożeniłbym się z Tobą...
Usuńa tak, to jakaś lipa - sąsiadów będziemy zaczepiać, czy co?
Noż...też...dopiero... było się nie przyznawać - a tak to zamęście poszło sobie bokiem.
UsuńTaka szansa i przepadła. Ech, głupia, głupia i na co ci to było...
teraz trzeba poczekać na lecznicze działanie sklerozy...
Usuńnie ma lekko - trzeba cierpieć, bo to ponoć uszlachetnia.
może znów jaki guzik się oberwie i zacznie się walka z przeznaczeniem.