czwartek, 31 marca 2022

Wagary.

 

        Przyszło osiodłać konie i wypić strzemiennego. Co prawda obecnie występuje ryzyko spotkania delikwenta w niebieskim garniturze, który będzie trudnoprzekupny, ale – tradycja każe. Koń parska, lecz konie parskać muszą tak samo, jak komary muszą przyssać się do słodkiej żyły niechętnego ofiarodawcy. Trudno powiedzieć, że mnie zdradził, skoro wykonał czyn mimowolny. A jednak jakiś niesmak czuję.


    - Mógł bydlak poczekać, aż miniemy rogatki!

 

        A tak przepadło. Z góry skrzeczy staruszka z połowicznym polem widzenia, polegającym na tym, że widzi jedynie to, co chce zobaczyć. Za to z mojej prywatnej sypialni dobiegło rzężenie równie prywatnej małżonki, śpiącej czujniej, niż sypiają przedszkolaki podczas przymusowej godziny zwierzeń.

 

        - Koło sklepu będziesz przechodził, to weź selera, bo się skończył. I z papierem toaletowym krucho. A tak w ogóle, to gdzie się zamierzasz szlajać po nocach, hę?! – najwyraźniej docucił ją takt radzieckiego budzika pospołu z chłodem głębokiej nocy, więc przystąpiła do ofensywy. Miałem przechlapane. Radar miała tak wystrojony, że wykrywała kłamstwo, zanim raczyłem otworzyć się na zeznania. Tym razem otwierając jamę dźwiękonośną przypomniałem sobie o strzemiennym i zamurowało mnie momentalnie. W obliczu strzemiennego, nawet niewinna prawda była grzechem.

 

        Koń się już lekko niepokoił daremnie stojąc na chłodzie – szczęściem wyprzęgłem, więc na luzie mógł pilnować krawężnika, od niechcenia oglądając się za co zacniejszymi klaczkami. Stojąc w obliczu wojny na skalę globalną, z organem paszczowym wyłączonym z negocjacji mogłem tylko wywiesić białą flagę, jednak nawet jej nie miałem. Ech! Zmarnował mi się strzemienny, skrywany na czarną godzinę w zaciszu futerału przytroczonego do zabytkowej kulbaki. Konik również coraz starszy. Może mi też się będzie wzdychać, gdy życie obciąży mnie siwą grzywą?

 

        - Spać nie mogę, to przejść się chciałem – rzuciłem jakoś tak półgębkiem, wykorzystując zbawczy przeciąg, szczęśliwie wiejący ku mnie. Doświadczony myśliwy zawsze pozna, skąd wieje i nie ustawi się głupio wpadając grzechem w nozdrza organów ścigania. – A tego pora, czy co tam chciałaś, to mogę kupić.

 

        - Selera mówiłam – burknęła nieco uspokojona, gdyż cudze nieszczęścia sprawiają, że szczęście wiedzącego w tajemniczy sposób rośnie i nabiera wartości – Tylko nie tłucz się gdzie po knajpach. I wracaj szybko. Gdzie ten stary dureń w nocy seler znajdzie…

 

        Potem już było z górki. Definitywny koniec rozmowy został zasygnalizowany wypchnięciem najlepiej odżywionych tkanek w kierunku zamaskowanego strzemiennego z mentalnym błogosławieństwem „pocałuj mnie w…” Nie skorzystałem. Przedpokój kusił półmrokiem, a za nim rumak kontemplował kratkę ściekową kanalizacji burzowej. Może nawet drzemał. Z nim jakoś łatwiej się dogadać. Jeszcze tylko trzy kroki. Nie wolno zwlekać – jak się koń nie znarowi, lista zakupów urośnie  i trzeba będzie z pięć kilo cukru albo oliwę wytłoczoną na zimno targać pod wiatr.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz