Przyszło
osiodłać konie i wypić strzemiennego. Co prawda obecnie występuje ryzyko
spotkania delikwenta w niebieskim garniturze, który będzie trudnoprzekupny, ale
– tradycja każe. Koń parska, lecz konie parskać muszą tak samo, jak komary
muszą przyssać się do słodkiej żyły niechętnego ofiarodawcy. Trudno powiedzieć,
że mnie zdradził, skoro wykonał czyn mimowolny. A jednak jakiś niesmak czuję.
- Mógł bydlak poczekać, aż miniemy rogatki!
A tak
przepadło. Z góry skrzeczy staruszka z połowicznym polem widzenia, polegającym
na tym, że widzi jedynie to, co chce zobaczyć. Za to z mojej prywatnej sypialni
dobiegło rzężenie równie prywatnej małżonki, śpiącej czujniej, niż sypiają
przedszkolaki podczas przymusowej godziny zwierzeń.
- Koło
sklepu będziesz przechodził, to weź selera, bo się skończył. I z papierem
toaletowym krucho. A tak w ogóle, to gdzie się zamierzasz szlajać po nocach,
hę?! – najwyraźniej docucił ją takt radzieckiego budzika pospołu z chłodem głębokiej
nocy, więc przystąpiła do ofensywy. Miałem przechlapane. Radar miała tak
wystrojony, że wykrywała kłamstwo, zanim raczyłem otworzyć się na zeznania. Tym
razem otwierając jamę dźwiękonośną przypomniałem sobie o strzemiennym i zamurowało
mnie momentalnie. W obliczu strzemiennego, nawet niewinna prawda była grzechem.
Koń się już
lekko niepokoił daremnie stojąc na chłodzie – szczęściem wyprzęgłem, więc na
luzie mógł pilnować krawężnika, od niechcenia oglądając się za co zacniejszymi
klaczkami. Stojąc w obliczu wojny na skalę globalną, z organem paszczowym wyłączonym
z negocjacji mogłem tylko wywiesić białą flagę, jednak nawet jej nie miałem. Ech!
Zmarnował mi się strzemienny, skrywany na czarną godzinę w zaciszu futerału przytroczonego
do zabytkowej kulbaki. Konik również coraz starszy. Może mi też się będzie wzdychać,
gdy życie obciąży mnie siwą grzywą?
- Spać
nie mogę, to przejść się chciałem – rzuciłem jakoś tak półgębkiem,
wykorzystując zbawczy przeciąg, szczęśliwie wiejący ku mnie. Doświadczony
myśliwy zawsze pozna, skąd wieje i nie ustawi się głupio wpadając grzechem w
nozdrza organów ścigania. – A tego pora, czy co tam chciałaś, to mogę kupić.
- Selera
mówiłam – burknęła nieco uspokojona, gdyż cudze nieszczęścia sprawiają, że
szczęście wiedzącego w tajemniczy sposób rośnie i nabiera wartości – Tylko nie
tłucz się gdzie po knajpach. I wracaj szybko. Gdzie ten stary dureń w nocy
seler znajdzie…
Potem już
było z górki. Definitywny koniec rozmowy został zasygnalizowany wypchnięciem
najlepiej odżywionych tkanek w kierunku zamaskowanego strzemiennego z mentalnym
błogosławieństwem „pocałuj mnie w…” Nie skorzystałem. Przedpokój kusił
półmrokiem, a za nim rumak kontemplował kratkę ściekową kanalizacji burzowej.
Może nawet drzemał. Z nim jakoś łatwiej się dogadać. Jeszcze tylko trzy kroki.
Nie wolno zwlekać – jak się koń nie znarowi, lista zakupów urośnie i trzeba będzie z pięć kilo cukru albo oliwę
wytłoczoną na zimno targać pod wiatr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz