Współudział.
Wyglądają oknem,
bo żyć trzeba, a schody stały się zbyt strome, niebezpiecznie ginące w steranym
życiem wzroku. Oparci na łokciach, przytuleni, leniwie paląc papierosy, albo
pijąc herbatę. Patrzą, udają, że są częścią tego, co rozgrywa się na zewnątrz,
co mija, ignorując ich wątłą, chorą obecność.
Kaganiec.
Zaszczepiony
przeciw myśleniu, drapię bliznę skrywającą elektroniczny chip. Czasem wspomaga
moją pamięć, niekiedy zwraca bezpieczną drogę do domu, jednak innym razem
pilnuje, żebym nie znalazł odpowiedzi na proste „dlaczego”. Żebym nie szukał głębszego
oddechu, albo grzechu myśli niepokornej.
Kosmiczne
uniesienie.
Przyszło do mnie
dziwne takie, z całkiem innego świata. Miało ze siedem mózgów, a każdy
wyspecjalizowany nadstawiał się, jak do czochrania, gdy porozumienie dotyczyło
jego kompetencji. Kiedy jednak zaczęło się toto mizdrzyć do mnie – palnąłem w
łeb bez litości – międzygalaktyczne molestowanie?
Kamuflaż.
Ciało miała
przeźroczyste, pozostawiające wątpliwość, dokąd sięga w przestrzeni. Nie
wiedziałem nawet, czy jest naga, czy też ubranie było równie ekstrawagancko
niewidzialne. Okazało się, że to ze wstydu – chciała ukryć cellulit i jakiś
nadwyżkowy kilogram trudniejszy do zgubienia od innych.
Brakujące
ogniwo.
Miałem chęć
wywołać karczemną awanturę, tylko przyzwoitego pretekstu mi zabrakło. Przecież
nie będę jechał do Gliwic, żeby kłócić się o jakąś zapyziałą radiostację. Nie
zamierzałem eskalować, ani popadać w koszty – chciałem tylko, w dosadnych
słowach powiedzieć co myślę, i to całkiem bezmyślnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz