Powiedziałaś:
- Zatańczmy!
A potem zdjęłaś plastik przyciemnianej osłony mebla,
z koperty wyjęłaś winylową płytę i nadziałaś ją na ostrą igłę gramofonu.
Armstrong… Somertime… Tego nie zatańczyłaby nawet Isadora Duncan, ale ty
zdejmowałaś właśnie ramiączka stanika, więc przyszedłem. Jak kretyn – w skarpetkach
i marynarce. Zdejmowałaś ze mnie jedwabny krawat, który kosztował więcej niż produkcja pierwszego wydania płyty z muzyką Louisa.
Bosą stopą zaczepiałaś kanty na moich spodniach, z
przymrużonymi oczyma, z ustami pełnymi niezrozumiałych, obcobrzmiących słów.
Oblizałaś wargi językiem, a ja poczułem, jakbyś nim przeciągnęła wzdłuż mojego
kręgosłupa. Zadrżałem. Twoje pośladki wymykały się moim drżącym, spoconym dłoniom
w rytmie zbyt trudnym, żebym dogonił go słowami. Nie nadążałem, albo byłem zbyt
pochopny. Kochałem. Niepewność, ciebie całą, w której oczach zatonął rozsądek i
przeszłość.
Rozpinałaś guziki koszuli – mojej, bo przecież ty już
dawno kusiłaś nagością. Żaden utwór nie mógł trwać aż tyle, a jednak Armstrong
chrypiał na peryferiach pojmowania, kiedy guziki szły w twoją niewolę ochoczo,
niemal żwawo. Żebrałem jęcząc słowa bez artykulacji, lecz stary Arms odbierał
mi znaczenie. Nie słyszałaś nic. Albo udawałaś doskonale. Nie potrafiłem
zgadnąć – Jęczałem w twoich objęciach, które stawały się zaborcze, bezwstydne i
pogrążone poza wszystkim, czego tknęła dotąd cywilizacja.
Gdzieś między twoimi biodrami zamykała się
nieskończoność. Wszechświat grawitował ku tobie i zanikał, nim zdążył wydobyć z
siebie westchnienie. Rozum poszybował, jak chiński lampion i stałem się
bezrozumną małpą. Orbity wszystkiego, co posiadało masę skupiły się wokół
ciebie i dążyły do źródła, nawet, kiedy ze śmiechem opędzałaś się jak od szczeniaków
z tegorocznego miotu, a ja patrzyłem pogrążony w niebycie, w tobie, w tęsknocie
za więcej-mocniej-bardziej, jakby mogło istnieć cokolwiek bardziej…
Położyłaś na mnie dłoń i zniknąłem w tobie.
Przestałem istnieć. Tak samo, jak przestały istnieć okoliczne miejscowości,
układ słoneczny, czy Droga Mleczna. Byłaś celem ostatecznym, jedynym słusznym
drogowskazem. Jutrem, które bez ciebie zdarzyć się nie ma prawa. Bezczasową
kulminacją. Erupcją i jej odwrotnością naraz. Moje geny w trzech
niekontrolowanych paroksyzmach zaatakowały twoją radość i runęły lawiną jak
wataha wilków na przednówku. Odpowiedziałaś echem niezmierzonej kulminacji.
Czułem, że dogorywam. Nie można istnieć z drugiej
strony spełnienia, jakie granic nie znało. Spłynąłem z lustra twojego
zauważenia jak nieżywy. Potrzebowałem wieczności, żeby się odrodzić, żeby
powrócić. Niby nigdzie nie wybierałem się, ale wciąż byłem poza zasięgiem
własnego pojmowania. To tylko moje opakowanie leżało i w konwulsjach gasnących
więdło daremnie mnie wypatrując.
Leżałaś obok. Ociekająca solą, jaką z ciebie wysysałem,
której nie zdążyłem zebrać ze skóry ustami, bo oddawałaś mi się tak, że cóż
jedne, niewprawne usta mogły? Gramofon czkał ostateczne, powtarzalne tętno –
Armstrong? On przecież dawno już nie żyje… 33 i 1/3 obrotu na minutę. Jedna, czarna
tarcza udająca fenomen zbawiciela. Może Loui nie zasłużył na wieczność? Więc kto?
Zdjęłaś plastik więc przeczytałam ,że zdjęłaś plastikowy biust ale po tym nie może być ciągu dalszego.
OdpowiedzUsuńdlaczego nie może?
UsuńNie przepadam za facetami z plastikowymi cyckami.
OdpowiedzUsuńa dziewczyny z takimi są ok?
Usuńteraz, to już są roboty - całe pokryte silikonem, czy czymś takim.
Pan , znaczy obznajomiony. Ja tradycjonalistka, zdecydowanie, może nawet zacofana .
OdpowiedzUsuńCzekam na komentarz Pani bibliotekarki. Z pewnością będzie w punkt i będziemy zmuszeni do przyznania racji. To ekspertka .
znowu na coś czekasz? życie strawisz na czynności, którą uważam za najgorszą z możliwych. naprawdę stać Cię na więcej. nie rozumiem absolutnie po co rozmieniasz się na drobne i sączysz jad, zamiast korzystać z talentu i pisać. tak po prostu - przekaż ludziom wartość, a nie gorzkie żale.
Usuń"Przestałem istnieć. Tak samo, jak przestały istnieć okoliczne miejscowości, układ słoneczny, czy Droga Mleczna. Byłaś celem ostatecznym, jedynym słusznym drogowskazem" - hmm... dziś wybrałam to. Słuszny obraz.
OdpowiedzUsuńmiło być takim celem dla kogoś. tak sądzę.
UsuńMiło? Hmm. Być takim celem to Kosmos...Kosmosów...
Usuńe... tam... masz to w domku - nie kryguj się, nie udawaj obcej! Mas swój prywatny Kosmos, Wszechświat i nawet drugą stronę księżyca. tę, o jakiej cichosza....
Usuń