Slalomem mijam nieżyczliwe spojrzenia. Wiję się pomiędzy
pomówieniami, a beznadziejną plotką. Udaję, że nie dostrzegam wrogości i
fałszu. Jadu kapiącego z powiek, albo spod paznokci. Fałszywe uśmiechy łaszą
się koło nóg, pełne sprzecznych złudzeń. Jedne pragną, drugie pożądają, inne
wymuszają. A żadne nie krwawi szczerością, lecz polukrowane jest mocniej, niż
twarz podstarzałej dziwki pudrem.
Wreszcie dostrzegam obojętność i oddycham szerzej,
odważniej. Brakowało mi, choć tego. Obojętność ciężko nazwać uczuciem -
przecież to ich zaprzeczenie. Równie beznamiętnie patrzy się na mijany śmietnik,
kiedy ów nie cuchnie jakoś powyżej przeciętnej i nie kłębi się od szperających
tam padlinożerców.
Uśmiech? Najwyraźniej został zakazany!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz