- Umówiłam się z tobą na seks, więc wiesz – patrząc w
lustro przemawiam sama do siebie i nie wiem, czy przekazać tę wiadomość JEMU,
jednak tu, kiedy nikt nie widzi pozwalam sobie na ciąg dalszy – Znasz mnie,
wiesz jak wyglądam. Zwiedziłeś swoją natarczywością moje usta, a nawet wnętrze
zwieracza. Wiesz o mnie wszystko, nawet to, czego nie zna MÓJ. On… Został mi odgórnie
przypisany, jako ten pasujący do przyszłości kogoś, kto wypełni samotność i nada
jej wartość. Druga połówka, ale gdzie mu do połówki… Zachłanny, apodyktyczny i
nie znający umiaru chłop zajmuje najmniej trzy czwarte wspólnej przestrzeni i
sądzi, że świat został stworzony, by mu służyć. A ja jestem wsparciem, ramieniem,
czasem pochwą, albo tylko nosicielem pożywienia. Niechętnym, mozolnie
ukrywającym parszywą prawdę. Zostałam sprzedana przez rodzinę w niewolę. Kupił
mnie, jak się kupuje mentosy w kiosku na rogu ulicy, a sprzedający mnie
uśmiechali się, jakby był przynajmniej Ramzesem. Łysym, tłustym Ramzesem,
któremu już za młodu brakowało kilku zębów i wiecznie cuchnął gorzej od kozła.
Stoję przed lustrem. Wreszcie nie muszę nic. Bezwstydnie
naga.
- Bezwstydnie? – Kłamstwo zapiera mi dech w piersiach
i wciągam brzuch, żeby przestać oddychać na moment.
- Z takim brzuchem umiałabym być ładna, nawet bez
pigułek, ale płuca nie znają kompromisów, otwierają przeponę i zachłystuję się.
Może nawet ślinię. Nie czuję się ładną! Nigdy nie czułam! I, bynajmniej, nikt w
moim otoczeniu nie ośmielił się zaprzeczyć zakamieniałej we mnie opinii.
Czuję pragnienie, które wierci mi w brzuchu dziurę.
Niedosyt, niespełnienie, oczekiwanie. Godzę się, chociaż sobą gardzę. Miałam
być twarda, a jestem suką w rui. Tą najbrzydszą w stadzie, której nawet kulawy
samiec stanowiący pośmiewisko nie zechce obdarować nieszczerym komplementem,
żebym wypięła się ku niemu, ocieniając z nudów wysprzątane do niemożliwości
kąty.
- Kwicz, wyj, śpiewaj! – Mój zwyczajowo chłostał mnie
pulchnymi paluchami, aż na tyłku pękały jęczmienie – Chcę słyszeć, jak żebrzesz
o więcej, o bardziej, mocniej, dotkliwiej. Chcę słyszeć wiernopoddańczy pean na moją chwałę!
Nie umiałam, chociaż matka szeptem nauczała, kiedy
ojciec zasypiał, wieńcząc chrapaniem dekalog cowieczornej erekcji:
- Oni, po prostu muszą. Pozwól im, zaciśnij zęby na kwadrans, a
resztę dnia przeżyjesz bez bólu, bez większych poniżeń. Z dala od wściekłości
zawiedzionego koguta.
Nie wierzyłam. Nie sądziłam, że może być aż tak, ale
potem… Sprzedali mnie, nim oswoiłam się z menstruacją. Matka szepnęła, że
lepiej już być nie może. Że stary, zaropiały i gnuśny. Że zejdzie ze świata lada chwila i
zyskam oddech, ale on brał moje ciało bez końca i chłostał je każdej nocy
parówkami palców i napawał się moimi łzami. Nie było obelgi, jakiej nie
przykleiłby do moich pleców, przyszpilając je członkiem do mojego wnętrza.
Słowami sięgał głębiej, bo fizycznie nie był obdarzony zbyt hojnie.
Tego jednak dowiedziałam się dopiero, gdy przyszedł ON.
Dla niego właśnie stoję naga przed lustrem i wynajduję wady, jakie chciałabym
ukryć przed jego dociekliwością. Zdejmuję je z siebie po kawałku, aż wreszcie lustro szepce do
mnie:
- Przepraszam, ale to, co zostało, nie jest w stanie
wrócić do ciebie nawet cieniem. Okradłaś obraz nawet z najdrobniejszego szczegółu.
Patrzyłam w lustro i zobaczyłam łzy. Jedyne, co
odbić potrafiło zwierciadło. Słone, gorzkie, dotąd nigdy wypełnione miłością.
Nie mogłam iść taką na spotkanie. ON minąłby mnie, jak mija się szpaltę gazety
ciągniętą przez wiatr skrajem pustego trotuaru. A ja chciałam być Gwiazdką Z
Nieba! Dla niego!
Łyknęłam pigułkę. Nieduża, obarczona długą listą
obostrzeń, zdrowotnych przeciwwskazań i kategorycznych zakazów. Jednak po niej… zaczynam
być piękną. W jego oczach. Pamiętam pierwszy raz… Patrzył na mnie zachwycony,
jak nikt nigdy przed nim. Czułam, że w jego nozdrza trafiał zapach mojej
intymności, a na szyi skraplały się wyznania, jakich nikt-nigdy-nikomu.
Pierwszy raz w życiu poczułam się piękną, pożądaną. Oszalały we mnie wszystkie
zmysły. Spłynęłam sokiem intymności, który potem w niespełnieniu zlizywał ze mnie bezduszny
prysznic. Pierwszy raz przytrzymałam słuchawkę między udami. Przyniosła serię spazmów,
niosących zalążek nadziei. A potem musiałam wleźć do łóżka potwora. Tej nocy…
był gorszy niż wtedy, kiedy tryumfalnie pozbawił mnie dziewictwa.
Stoję. Wciąż naga, wciąż przed lustrem. Pigułka,
wiedziona instynktem, albo grawitacją przemierza we mnie szlaki, jakich nie
zwiedzał nikt pośród żywych. Ma sprawić, że będę piękną. Dla niego. Moja
moralność szarpie się sama ze sobą szukając uzasadnień, bo bez pigułki byłabym
poza zasięgiem męskiego wzroku, a z nią… chociaż ten jeden dostrzega we mnie
cień zalet i zanim utonę w pieszczotach chwytam słowa, jakie dotąd słyszałam
tylko w filmach – kocham, pragnę, piękna, moja, tylko ty…
Łykam. Nie stać mnie na utratę ostatnich złudzeń.
Tabletka drapie gardło, ale spływa. Za chwilę przyjdzie ON. MÓJ… pojechał
gdzieś, gdzie podobno realizuje odwieczny nakaz – czyli zarabia, albo wydaje,
najczęściej nie poprzestaje na drobnych i czyni, mieszając jedno z drugim, a
ekskluzywne, lokalne księżniczki pozbawione złudzeń drenują jego kieszeń i
mosznę w jednym i tym samym rytmie.
Mi też się marzy. Skwapliwie zbieram okruchy z
pańskiego stołu i wpuszczam bezdomnego psa z różową erekcją bezwstydnie
manifestowaną od progu. Kręci mi się w głowie, zanim odezwie się. Pachnie
octem, potem i niespełnieniem. Otwieram się przed nim, zanim zawyje. Też pachnę.
Wierzę w to. Dla niego właśnie nie myłam się od wczoraj. Żeby wyraźnie poczuł, żeby dał
się oszołomić intensywności.
Dał! Nawet drzwi nie zamknął, a już zdzierał ze mnie
niefrasobliwość szlafroka. A potem wszechświat przewinął się kilkukrotnie przed
moimi oczami, nim zdechł nieopodal. Patrzyłam, jak wargi mu pękają, a wnętrze
ust pleśnieje z braku wilgoci. Zwiądł całkiem. Próbowałam reanimować jego członka,
lecz ten odszedł w zaświaty.
Leżę obok, nasze oddechy nieskończenie wolno słabną.
Zmieniają rytm, oddalają spazmy, wypełniają się westchnieniami, czekając, żeby
płuca wróciły tam, skąd zaczęły wędrówkę. Kocham, jestem kochana. Obok leży
ten, który sprawił, że nagość wreszcie nie jest przymusem, a staje się wyborem,
ofiarą na ołtarzu wzajemności. Dotykam leżącej tuż koło mnie ofiarowanej szczerości.
Spoconej, spełnionej, mojej…
Zmienia się. Powoli, ale i ja mam zmysły otępiałe,
więc mija czas, nim uświadamiam sobie fakty. Nie jest wcale piękny. Jest kanciasty,
włochaty, paskudny i zdaje się być brzydszy od maszkaronów z bezsennych nocy,
kiedy trwoga wymyślonych mar ujawnia się krzykiem przerażenia. A przecież
dopiero co sprawił, że pierwszy raz w życiu poczułam się księżniczką…
Pozbywam się wstydu i dotykam. Wącham, biorę w
dłonie… jego biorę. Całego. Widzę, że świadomości w nim niewiele, ale
fizyczność… Przytulam się, zamykam oczy. Wzrok zbyt wiele determinuje. Ciepło.
Bezpieczeństwo szarpie mi oddech na fragmenty. Otwieram oczy. Widzę, jak się
zmienia. Jak na skórę wypływa prawda. Szpetny jest. Otwieram oczy ze zdumienia.
Mój ślubny, ten, który kupił mnie dawno temu, choć manier mu brakuje zdaje się
być Parysem przy tej kreaturze.
Patrzę, jak zmienia się ciało, które dało mi na
chwilę zapomnieć o przeszłości. Widzę, jak otwiera oczy i one rosną bez końca.
- Czyżby pigułka przestała działać? – przez głowę
przebiega myśl szybsza od światła – Znów będę brzydkim kaczątkiem? Tak szybko? Ucieknie?
Wszak i on traci urodę szybciej, niż chciałby, więc powinien zrozumieć.
Nie odrywając wzroku od niego wyginam wargi w
starannie reżyserowanej pogardzie. Nie cierpię być porzucaną. Nie znoszę
słuchać, jak bardzo odbiegam od ikon urody. A on… patrzy na mnie… nie rozumiem…
chyba nie chcę rozumieć… Muszę powiedzieć, co myślę, zanim on otworzy usta.
A może poczekać, żeby usłyszeć, co powie on....
OdpowiedzUsuńnaprawdę? trudno spotkać niewiastę, której przyjdzie do głowy podobne rozwiązanie. mam wrażenie, że każdy wili rzucić, niż być porzuconym, nie wnikając w płeć.
UsuńKiedyś też tak było u mnie. Ale teraz czasem wolę zadać pytanie lub odczekać, co usłyszę, bo to potem albo od razu zamyka albo otwiera kolejny etap.
OdpowiedzUsuńCierpi się niezależnie od formy zakończenia, więc dlaczego nie być ciekawym i nie sprawdzić?
Czasem można być pozytywnie zaskoczonym.
higiena psychiczna - kto pierwszy, ten łagodniej przechodzi powikłania PO.
Usuńmoże podświadomie o to właśnie chodzi - wygrać, gdy coś umiera? szczęśliwi takich problemów nie mają
Prawda jest nadzwyczaj prosta, ponieważ kochamy własne wyobrażenie o miłości, stąd tyle zawiedzionych i poprzetrącanych, gdy fascynacja cielesnością minie.
OdpowiedzUsuńSerdeczności
a miłość jest ślepa, więc też nie dostrzega mankamentów.
UsuńPrzerażająco smutny tekst...
OdpowiedzUsuńChociaż wspaniale napisany...
mnie przeraża każda pigułka, która zmienia percepcję i potrafi tak wiele zmienić.
Usuń