Pies, który już
za szczeniaka sięga pępka dorosłego opiekuna, natychmiast może stanowić
wierzchowca dla ludzkiego narybku, jaki snuł się wokół niego, gdy niezbyt rączo
zwiedzał osiedlowe chodniki otoczony zachwytem. Jałowce otrząsnęły się ze
śniegu i pysznią się świeżo umytymi grzywkami. Rowery zastąpiły sanki, słońce
odważniej zwiedza okolicę. Znów zabawy w berka i chowanego, rolki. Rwetes.
Radość.
I błoto. Wszędzie
tam, gdzie ziemia rozmiękła z braku trawy. Mamusie noszą dzieci w chustach,
albo kołyszą w głębokich wózkach. Na spacerówki przyjdzie dopiero czas, chociaż
blade, pozimowe kostki świecą już tu i ówdzie między krawędzią spodni i butów.
Tatuś, w rozpiętej kurtce mierzy krokami czas dopijając kawę z kubka zabranego przezornie
z domu, żeby dać podzielić czas z córką, która buja się na huśtawce z iskrami szczęścia w oczach, przy wtórze wspólnie
śpiewanej piosenki.
Zmierzch przychodzi
niechętnie, mniej napastliwie, niż miesiąc wcześniej. I już nie zaprzecza tak
rygorystycznie idei, że jutro jednak będzie dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz