piątek, 5 lutego 2021

Gość w dom.

 

Ćwiczę powściągliwość. Od wielu miesięcy poskramiam pochopność siwiejącej głowy. Ostrożnie dobieram słowa, wolno rozsmarowuję je po podniebieniu. Krytycznie, jakbym miał doszukać się w każdym szczypty dziegciu podpartej dramatycznie bezkompromisowym paragrafem. Wystarczy drobna wątpliwość, czy wahanie krótsze od mrugnięcia powieką, żeby słowo wypluć i wyrzucić poza nawias. Niech sobie siedzi w areszcie, na obozowej diecie, niech poczuje, że nie wszędzie jest mile widziane, potrzebne, przydatne, albo choć obojętne. Niech przestanie kąsać i nosić się po pańsku. Niech poczeka w kolejce – jak pozostali, ubożsi i mniej efektowni.


Niemal zapomniany pomruk gasnącego silnika wyrywa mnie z letargu. Szybciej od portiera wybiegam na schody, mijam senne kelnerki flirtujące ze znudzonym kucharzem przy papierosku. Dym  miesza się z parą i białe cumulusy miarowo unoszą się nad kółkiem wzajemnej adoracji. Na podjeździe, prócz śniegu i pustki pyszni się niczym perła przed świnie rzucona karoseria błyszcząca głęboka czernią.

 

- Przyjechałeś? Samochodem? Do mnie? Zapraszam serdecznie!

 

- Skoro samochodem, dla mnie jesteś kierowcą. Bezapelacyjnie! Nie mam żadnych uprawnień, żeby dociekać, czy posiadasz prawo jazdy. A nawet gdyby, to nie wiem, czy potrzebuję takowej wiedzy. Wierzę tobie. Skoro przyjechałeś, możesz zamieszkać.

 

- Nie jesteś sam? Zapewne wieziesz pacjenta? Znakomicie! Oczywiście, że rozumiem. Wybacz, że nie wesprę twoich wysiłków własną ignorancją. Nie zdiagnozuję przecież (przepraszam), bo nie mam wykształcenia medycznego. Skąd w ogóle aluzja, że potrafiłbym to zrobić, gdy zawodowcy pełni są wątpliwości?

 

- A może właśnie przywiozłeś lekarza, który ocali mnie i moich sąsiadów? Może nawet tych z okolicznych wiosek? Byłbym skończonym głupcem, gdybym odmówił zbawcy noclegu…

 

- Nie jesteś? Wielka szkoda. Dziękuję za szczerość, za zdawkową odpowiedź, jednak widzę, że narty odpinasz z dachowego bagażnika. Ani chybi, sportowiec! On też się zmieści się. Miejsc mam aż nadto… Od roku można grymasić, szukając wymarzonego pejzażu wypełniającego hotelowe okno.

 

- Trochę się tylko boję, że przyjechałeś przepełniony depresją i samobójczym zamierzeniem. Bo ty chyba też nie zarabiasz na życie? Masz rodzinę? I dotąd nie udało się ich oduczyć jedzenia? Przecież obaj wiemy doskonale, że prócz śmierci, pierwszeństwo mają podatki. Reszta musi poczekać. Choćby miała zdechnąć.

2 komentarze:

  1. Słowo może cieszyć, ale i zabijać. Podobnie z gościem, który mile jest widziany, gdy uśmiechnięty przynosi dobre wieści, ale ten z depresją albo co gorsza z COVIDEM niekoniecznie cieszy. A pewne są tylko śmierć i podatki, niestety.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jasne. siedzenie kamieniem w domku też nie jest rozwiązaniem, z jakim łatwo się pogodzić.

      Usuń