Świat nauczył się
już chyba, że nie warto rwać włosów z głowy, kiedy pory roku następują tak
monotonnie, że kwestią chwili jest, by spadające z jabłoni papierówki ustąpiły
miejsca żołędziom, a następnie łupieżowi sypiących się z nieba pojedynczych
drobin zastygniętej na chwilkę pary z ust tych, co mieszkają wyżej. Ludzie
lubią myśleć, że nad nimi jest niebo, piekłu wskazując ścieżki poniżej własnej
(najczęściej domniemanej) godności. Zdumiewające, jak wielki wpływ na wiarę ma
lokalna, w rozmiarze wszechświata pomijalnie mała grawitacja jednej z wielu zaściankowych planet gwiazdozbioru leżącego na peryferiach wielkiej mgławicy zwanej
Drogą Mleczną. Zadumałem się. Ludzkość względem wszechświata ma podobne
spojrzenie, jak Brytowie na europejską wspólnotę. Tylko skala dramatycznie
mniejsza, ale wnioski podobne. Niech będzie, że jestem złośliwy, ale naprawdę
potrafię żyć bez angielskiej maniery, licznika modulo-12 i wiary w siłę zasady primogenitury, mającej zapewnić niezachwianą ciągłość wielkości, albo władzy nad światem.
Szlaki wytarte
przez opłaconą służbę wiodą mnie wąskimi ścieżkami do tam-i-z-powrotem. W
śniegu ktoś wykaligrafował złote runy – starał się niewątpliwie, jednak ciężko
mi było odcyfrować przekaz, chociaż napis jątrzył śnieg niezwykłą ekspresją.
Kolejny niewolnik symetrii raczył zostawić pomnik, licząc na wiekuistą pamięć,
a on jutro stopnieje. Może pojutrze, ale bez wątpienia rozpuści się i pogrąży się w
odmętach historii. Nawet tej pomijalnie małej zwanej w języku fizyki błędem paralaksy. Kaligrafia, tak staranna i wymagająca rutyny musiała być skropiona niebagatelnym doświadczeniem i ręką pewnie prowadzącą pióro po prześcieradle codzienności, by osiągnąć kunszt godny elfickich runów miękko prowadzonych po wątłej powierzchni świata fantasy.
Cieszy mnie
milczenie. Zewnętrze, oprószone śniegowym pudrem ścichło, zadumało, pogrążyło się
w domysłach zbyt głębokich na krzyk. Nawet autobusy jeżdżą „na paluszkach”. A
ludzie? Jeśli muszą, dźwigają brzemię. Reszta śpi, ciesząc się ciszą, jakiej
lato nie zna. i nie pozna chyba nigdy - boję się słów tak wielkich, jednak lato kipi euforią, kiedy zima jest gawrą dla strudzonego.
To prawda, śnieg wycisza wszystko i dobrze, jest czas na własne myśli...
OdpowiedzUsuńoby nie okazały się cudzymi.
Usuń