Szczuplutka, czekająca na transport
zbiorowy, piękna pani z wysokości inwalidzkiego wózka korespondowała elektronicznie
z kimś, dla kogo (być może) ostrzygła się krótko i asymetrycznie. Starszy
kapral na emeryturze pilnował torby warzyw kupionych na placu, grawitując
wokół, jak sztuczny satelita, przy okazji ukrywając w kieszeni moro
piersióweczkę z czymś zacnym, zardzewiałym i miodopłynnym, czym dyskretnie
raczył się ustawiając zadkiem do wiatru. Panie pokryte antycznym kurzem drobiły
kroki na klepisku będącym pozostałością trawnika na tymczasowym przystanku i wytężały
sterany wzrok, by odczytać, jakim numerkiem los obdarzył kolejny nadjeżdżający zza zakrętu autobus.
Dziewczątko w wełnianej czapce przytroczyło się do wrotek, plecaka i kasku, aż
niemal zaginęło w bogactwie sportowego kamuflażu. Wszędobylskie legginsy, naciągnięte jak na
wystawę w najśmielszej z galerii bezpruderyjnej sztuki, śmiało kreśliły idealne
kształty ciepłej zawartości, czasem posuwając się aż odwzorowania detalu
bielizny, naśladując wyrafinowane kamee, rzeźbione przez greckich mistrzów.
Lato umęczone upałem i kurzem pociło się stadnie pośród wizgu przejeżdżających
obok samochodów pakietyzowanych sygnalizacją świetlną w małe, brzęczące roje. W
takim otoczeniu nie jest łatwo pachnieć, a niektórym ta sztuka w ogóle nie
wychodziła.
Super.
OdpowiedzUsuńcoś trzeba robić, kiedy autobus uciekł, a kolejny za 20 minut. patrzyłem, układałem zdania i nim się spostrzegłem - pojechałem.
UsuńTo jak opisujesz codzienność i to co dostrzegasz czyta się z dużą przyjemnością i zawsze jest to ciekawe.
OdpowiedzUsuńbo jest ciekawe. wystarczy zauważyć.
Usuń