Orion przebiegł dachami
naprzeciw balkonu, ścigając jakąś nocną zwierzynę. Pewnie trudno mu się
rozeznać w mrowiu fałszywych gwiazd, rozsiewanych ludzką zuchwałością.
Zignorował łypiący kolorowymi oczyma samolot i panią dźwigającą siaty ze
świeżymi wiktuałami niesionymi w zacisze domowego gniazda aby nakarmić pisklęta.
Na skraju widzenia, z mroku nieśmiało wynurzył się kontur szaro-czarnego psa
wycieraczką ogona usiłującego rozpędzić ciemność. Obok przystanku pani udająca posturą
słup ogłoszeniowy, pełna tatuaży i kolorowych włóczek wplecionych we włosy,
każdego dnia w innym kolorze, jakby patchwork po babci pruła systematycznie,
kontemplowała widnokrąg dostojnie i niewzruszenie. Nie wiem sam czemu, ale
obraz ten skojarzył mi się z widzianym wczoraj dziewczęciem kontrastowo tak
szczupłym, że ledwie się jej zmieścił tatuaż pomiędzy biodrami. Ciężkie buciory
i skórzane krótkie spodenki, w jedynie słusznym kolorze dopełniały obrazu
kurczowo trzymającego się pępka rysunku na skórze. Popiskujące z głodu
śmieciarki zwiedzają okoliczne śmietniki, jak wygłodniałe bestie zrodzone po
nuklearnej nocy. Niechybny znak, że dzień już w natarciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz