Pani zaaferowana
korespondencją elektroniczną opędzała się od chuci owadziej. Widać pachniała na
tyle kusząco, by skłonić brzęczącego malucha do ekscesów miłosnych pomimo
mżawki. Patrzę na młode niewiasty chłopiejące błyskawicznie. Tylko patrzeć, kiedy
zaczną pluć na przystankach, racząc się piwem żłopanym wprost z butelki. Bo
wulgarne już są wystarczająco. Ubrane we wszechwładną czerń, skóry nabijane
ćwiekami, ciężkie buciory, tatuaże manifestujące Bóg raczy wiedzieć jaką myśl
przewodnią, metalowe „ozdoby” powtykane tu i ówdzie w ciało niedojrzałe do
jakiejkolwiek rozsądnej myśli zrodzonej pod grzywką w kolorze równie
nienaturalnym, jak moje mniemanie o dojrzewaniu. Może tak ma być? Może to
chłopcy powinni teraz wydelikatnieć jeszcze bardziej i już całkiem bez wstydu pomyśleć
o makijażu, sztucznych rzęsach i odzieży półprzejrzyście opinającej rumiane pośladki
ku radości rechoczącej bandy dziewcząt? Może już tak jest? Widuję przecież
długowłosych, zakolczykowanych gości, o manierach rozmydlonych, miękkich i
pozbawionych szorstkości typowej dla męskiej niezgrabności. Umysłowo różowych, wdzięczących
się do sklepowych witryn i wszędobylskich monitorów, wymawiających „r”, jakby
było zakazanym owocem i rumieniących się na myśl o własnej zuchwałości,
pozwalającej im bezbłędnie rozpoznać barwę kwiatu, bądź nutę męskich perfum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz