Starszy pan o orlim nosie
pogwizdywał nieśmiało i tańczył całą twarzą do własnego akompaniamentu. Panie w
nieskazitelnie czarnych rajstopach pojawiały się i znikały w trzewiach
autobusów mnożących się bez umiaru, dojrzała kobieta na wózku inwalidzkim
okryła się niebieskim parasolem i niemal znikła pod prowizorycznym grzybkiem. Pierwsze
wełniane czapki ozdabiały włosy farbowane na każdy możliwy odcień rudości, choć
odkryte kostki wystawały blado z adidasów, sugerując że czas siniaczków minął,
więc trzeba będzie poczekać na kolejny sezon. Zupełnie jak na autobus, który
złośliwie postanowił przepuścić cały peleton tych, co zmierzały w innym, niż
potrzebny kierunek. Deszcz niecierpliwy, mrówczy, zaczepiał niewiastę o nogach tak
chudych, że brylantowy kurz ledwie znajdował drogę ku ich ciepłu wzmacnianemu odgórnie
papierosem jeszcze szczuplejszym, choć równie długim jak nogi. Przedszkole drobnym
kroczkiem lawirowało karnie po chodniku, idąc trop w trop za przedszkolanką o
łydkach wyćwiczonych w wielu podbojach i ani zaćwierkało. Wrony mokły posępnie,
szaro i nie całkiem radośnie, ignorując spadające cicho orzechy włoskiego pochodzenia.
Pigwa nabrzmiała owocami, którym nigdy nie udawało się błysnąć złotym miodem,
więc wstydliwie okrywa zieleń gruszek srebrnym szronem kutnera. Psy fizjologią wymuszają
spacery pośród pęczniejących kałuż i traw, w których nie czas szukać pszczół. I
w nosie mają czarne myśli staruszki o chorym biodrze, wystrzyżonej pięknie na
popielatego jeża, aby zawstydzić sfilcowane kołtuny jamniczej sierści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz