Świdrak.
Wkręciłem się w twoje życie
głębiej, niż sięgały myśli, którym pozwalałaś na rozpasanie, siedząc samotnie pomiędzy
balkonowymi roślinami kontemplującymi ciszę nocy równie doskonale, jak ty. Kiedy
nasyciłem się, z płonącymi policzkami poprosiłaś, bym odnalazł w tobie głębię, jakiej
się nie domyślasz.
Wymagająca
pani.
Siedem stalowych żurawi niemiłosiernie
penetrowało zaplecze budowy, bez końca unosząc pod niebiosa starannie wyłuskane
elementy, wynosząc mury ponad beztroskie obłoki, więc zaciekle budowałem, nie
bacząc na porę dnia, czy roku.
- Phi! – parsknęłaś pogardliwie
–Maszynami wznosisz dla mnie zamek?
Pijawka.
Trzymałaś się mojej wątroby,
jak wirus, który dla przetrwania pozwoli sobie na każde zuchwalstwo i podłość.
Krzyczałem, że boli, że dość mam uścisku, w jakim gangrena sięga wyżej kończyn,
lecz byłaś bezwzględna.
- Chcę więcej, wszystko
chcę!
Agresor.
Jak cebulkę obierałem twoją
intymność, głuchy na łzy i szepty spłoszonej niewinności. Naiwnie błagałaś o
zmiłowanie, nie wiedząc nawet, jak wielką podnietą stawały się twoje modły. Eksplodowałem,
a kiedy stygliśmy po spoconej euforii, zadrżeliśmy oboje – skrajnymi uczuciami
napędzani.
Modliszka.
Skrępowałaś mnie
uwielbieniem, a byłam zaledwie iluzją z licealnej ławki. Obiecałaś majaki mokre
od uniesień, wizje pełne szlachetnych, kruczowłosych spełnień, czułość tak subtelną,
że język potknie się na perle niedojrzałej kobiecości. A potem perwersyjnie spiłaś
sok obudzony krzykiem ekstazy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz