Niespiesznie dojrzewają orzechy włoskiej
roboty i kasztany tak uwielbiane we Francji. Za buczynowym ziarnem uwijają się
na wpół oswojone, parkowe wiewióry ganiane przez rozbawione dzieci. Starsi
panowie szukają podgrzybków w co mniej uczęszczanych alejkach, a panie na
ławeczkach pozwalają odpocząć patykom do nordyckich spacerów mających jakiś
tajemny wpływ na krzepkość damskich pośladków. Słońce zerka spoza daglezji,
buków i sosen na plac zabaw i ściankę do wspinaczek dla początkujących taterników.
Długowłosy jamnik ze stoickim spokojem podąża za pulchną panią witaną
serdecznie przez bywalca balkonu z trzeciego piętra bloku różniącego się od
innych jedynie kwiatami ozdabiającymi balustradę. Kloszard uginający się pod
łupem puszek po piwie podśpiewuje radość z sukcesu, naśladując staruszka, który
na przystanku sam sobie psalmy wyśpiewuje – zapewne wdowiec, nawykły, że tuż
obok ktoś grucha życzliwie i nawet gderając czyni to z wieloletnią miłością
zaszytą głębiej, niż wszystkie choroby świata.
I znowu mnie zadziwia, jak dużo widzisz a właściwie to zadziwia mnie, jak ja mało widzę, patrząc.
OdpowiedzUsuńspróbuj sama - otwórz oczy i popatrz dookoła. a jeśli zobaczysz cokolwiek, nazwij rzecz całym zdaniem, nie bojąc się ozdobników. wtedy okaże się, że pies jest czymś więcej, niż nieistotnością, bo epitety uczynią z niego literackiego bohatera, a ulotne czynności nabiorą znaczenia.
Usuń