Niczym szklanka źródlanej wody – nie posiadam smaku,
ani zapachu. Bez osobliwości i cech towarzyszących błahym życiorysom. Nie ubrudziła
mnie przepływająca obok przeszłość, a przyszłość jawi się obrzydliwie mdłą.
Zupełnie, jakbym omijał przytułki czasu, ignorując reguły gry o przetrwanie.
Patrzę z nadzieją, że ktokolwiek się zjawi i wytrąci
mnie z letargu, że stanie się wrzącym kamieniem, gorączką, która rozpłoni kręgi
rozchodzące się dalej niż w głąb mnie – do zewnętrza, które nie stłumi najdrobniejszego
szeptu i pozwoli wziąć udział w wielkim chórze ekstazy życia.
- Któż obrał mnie z właściwości? Za jakie grzechy
cierpię na kalectwo braku wszystkiego. Mimo wszystko – jestem przecież…
Ale jeszcze nie zgasłeś, więc... jest nadzieja.
OdpowiedzUsuńjeszcze - zdaje się być tu kluczowe.
UsuńWystarczy zrobić pierwszy krok lub wyciągnąć rękę...
OdpowiedzUsuńa kiedy się nasiąknie kimś, wtedy już jest się sobą?
Usuń