Dzień-koszmar dla tych, co
wstają nim słońce zdąży popełnić rozgrzewkę na osiedlowym placu zabaw. Zimny
poranek flirtował z promieniami rześko przeskakując nad ciepłymi, asfaltowymi
kałużami, kryjąc się w gąszcz tui pełnych wróbli przewracających się dopiero na
drugi bok. Dziewczęta o bosych kostkach chroniły nerki i uszy podwatowanymi, jesiennymi
strojami, poniżej pępka pozwalając sobie na obcisłość skurczonych od wilgoci
legginsów. Co odważniejsi, bądź mrozoodporni faceci epatowali ekstrawagancją
krótkiego rękawa, a ostrzegawcza kamizelka z polimeru w kolorze najzimniejszej
z możliwych odcieni żółci dodawała pikanterii tej zuchwałości o przekrwionych oczach.
Mijam panią niosącą futerał skrzypiec (zapewne z pestką instrumentu), której po
łydkach wspinały się niebieskie, sportowe plastry wspomagające pracę mięśni.
Mijam krzaki jeżyn ogryzionych do gołej zieloności i bezkresu igieł, pestki po
zdziczałych węgierkach pachnące skisłym winem, trawniki martwe, wygolone bez
litości, tabliczki ostrzegające szczury przed pułapkami, psa starego, jak jego
pan, więc rozmawiają ze sobą bez słów, bo to wysiłek potrafiący z ciała wydobyć
zaoszczędzoną kroplę wody.
Nie mówię „chcę”, nie mówię
nawet „chciałbym” – jestem. Po prostu. Patrzę i nasiąkam widzeniem.
Domniemywam, że mógłbym być kryształową szklanką wody, która dopiero ma
nasiąknąć smakiem tego, co wokół. Czyżbym był „Człowiekiem bez właściwości”? Naczyniem
na wszystko, co sprawi, że kropla soku życia ożywi ciało drgnięciem jakiejkolwiek
emocji, ciągiem nieprawdopodobnych zdarzeń, opowieścią, niechby bezczelnie
powitą pośród nowiu, czy pełni.
- Dlaczego nikt nie chce
tkać powieści, kiedy sierp jest mniej ortodoksyjny? Dlaczego nikt nie wyje z
gołoborza pośród nocy, gdy sierp strzyże niesforne myśli upokarzając
ostrzyżonych, jakby to był samurajski kucyk utracony wraz z czcią i szacunkiem.
Jestem, gdy świat wokół
drży. W ruchu, w niepokojach, w nadziejach i mrzonkach. W bezruchu tracę
oddech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz