środa, 6 maja 2020

Bajarz.


- Wrzaskun – mój przewodnik był bardziej niż lakoniczny, kiedy spytałem przerażonym wzrokiem o pochodzenie tego dźwięku. Ni to wycie, ni jazgot, niosło się po połoninach, dosięgając każdego ucha, choćby tylko ledwie dychało. Aż dziw, że nie płoszył zwierzyny. Mnie spłoszył i to wyraźnie. nie umiałem przejść do porządku z tym dźwiękiem i w przerażonych oczach wciąż miałem to samo pytanie.

- No tak. Wrzaskun. Francuzi hodują swoich na normandzkich klifach, Szkoci ukrywają na wrzosowiskach, a Rosjanie w syberyjskim bezkresie. Nasi mieszkają pośród Bieszczadów, razem z Wrzaskunami ukraińskimi i słowackimi. Niewielu ich, ale wrażenie robią, szczególnie, gdy kto niezwyczajny. Wy chyba pierwszy raz słyszycie?

Kiwnąłem głową. Trudno byłoby nie słyszeć, ale faktycznie pierwszy kontakt z dźwiękami urodził wątpliwość, czy taki odgłos może wydać żywa jednostka. Chichot upiora. Włosy wypadały, zanim stanęły dęba.

- Usiądźmy może, to opowiem trochę, a przy okazji kapkę odpoczniecie. Wrzaskuna się nie bójcie. Gdyby podszedł, to ino uszy zatykać na wypadek, gdyby chciał pogadać, ale oni rzadko chcą. Widzą, co się dzieje z ludźmi i raczej unikają towarzystwa.

Siedzieliśmy na jakimś kamieniu pośród rudziejących łąk. Ja rozglądałem się z obawą, czy nie nadchodzi któryś, żebym zdążył z rękami, lecz przewodnik śmiał się tylko.

- On daleko. Gdyby był bliżej, efekt byłby o wiele mocniejszy. To, cośmy słyszeli, to ze dwie godziny solidnego marszu, albo i lepiej. Siedzą tam, gdzie granice się łączą, bo tam mało kto chodzi. O! Słyszycie? Gadają!

Wiatr niósł hałas, jakby ktoś nagrał odgłosy szkolnego korytarza na przerwie międzylekcyjnej i wzmocnił dźwięki profesjonalnym sprzętem do granic odporności bębenków usznych. Nie wyobrażałem sobie, że można tych „rozmów” słuchać z mniejszej odległości. Ciało domagało się ucieczki, żeby odpocząć od wycia.

- Z Wrzaskunami, to jest tak. Rodzą się czasem dzieci, najczęściej piegowate i siłą z kobiety wyrwane. No, kiedyś, kto chciał Wrzaskuna, to ciężarną żywcem patroszył i wyjmował dzieciaka, by zdążył usłyszeć, jak matka rzęzi. Teraz, to matce często udaje się przeżyć, ale po cesarskim cięciu ślad jej zostaje do końca życia. I tak niska cena za niefrasobliwość. Bo Wrzaskuny lubią zamieszkiwać w ciałach, które chował będzie kto inny. Ojciec-kukułka podrzuci nasienie, a inny chowa w dobrej wierze, że własne, nie mając pojęcia, że to podrzutek. No, i kiedy jeszcze siłą z kobiety wyjąć, to Wrzaskun na świat przychodzi, drze gębę w niebogłosy i spać nikomu nie daje. Taki Wrzaskun, to ino uciążliwy, ale głośny zostaje do końca życia, jednak groźny nie jest w ogóle. Gorzej, kiedy dwa Wrzaskuny się zejdą i z nich, na siłę urodzi się piegowate. Takiegośmy właśnie słyszeli. To jak? Możemy iść dalej?

6 komentarzy:

  1. Nijak nie da się tego wrzaskuna polubić :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naprawdę? ponoć matka kocha bezwarunkowo.

      Usuń
  2. Musiałam sobie wyszukać co to jest ten Wrzaskun. A to sójka. U nas też krzyczy. Szczególnie rano. Dobrze że tylko jedna sztuka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie - to słowo sam wymyśliłem na potrzeby opowiadania. widocznie komuś udało się wcześniej.
      mi chodziło o wrzeszczące dzieci. takie, które drą się non stop i bardzo głośno, żeby świat zesztywniał.

      Usuń
  3. Spotkałam się kiedyś z inną nazwą takich dzieci upiorków z wierzeń ludzkich, ale nie mogę sobie przypomnieć :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja wymyśliłem wszystko. łącznie z nazwą. choć jak się okazuje, to i nazwa nie jest światu nowa.

      Usuń