- Wrzaskun – mój przewodnik był bardziej niż lakoniczny, kiedy
spytałem przerażonym wzrokiem o pochodzenie tego dźwięku. Ni to wycie, ni
jazgot, niosło się po połoninach, dosięgając każdego ucha, choćby tylko ledwie
dychało. Aż dziw, że nie płoszył zwierzyny. Mnie spłoszył i to wyraźnie. nie
umiałem przejść do porządku z tym dźwiękiem i w przerażonych oczach wciąż
miałem to samo pytanie.
- No tak. Wrzaskun. Francuzi hodują swoich na normandzkich klifach,
Szkoci ukrywają na wrzosowiskach, a Rosjanie w syberyjskim bezkresie. Nasi
mieszkają pośród Bieszczadów, razem z Wrzaskunami ukraińskimi i słowackimi.
Niewielu ich, ale wrażenie robią, szczególnie, gdy kto niezwyczajny. Wy chyba
pierwszy raz słyszycie?
Kiwnąłem głową. Trudno byłoby nie słyszeć, ale faktycznie pierwszy
kontakt z dźwiękami urodził wątpliwość, czy taki odgłos może wydać żywa
jednostka. Chichot upiora. Włosy wypadały, zanim stanęły dęba.
- Usiądźmy może, to opowiem trochę, a przy okazji kapkę odpoczniecie.
Wrzaskuna się nie bójcie. Gdyby podszedł, to ino uszy zatykać na wypadek, gdyby
chciał pogadać, ale oni rzadko chcą. Widzą, co się dzieje z ludźmi i raczej
unikają towarzystwa.
Siedzieliśmy na jakimś kamieniu pośród rudziejących łąk. Ja
rozglądałem się z obawą, czy nie nadchodzi któryś, żebym zdążył z rękami, lecz
przewodnik śmiał się tylko.
- On daleko. Gdyby był bliżej, efekt byłby o wiele mocniejszy. To,
cośmy słyszeli, to ze dwie godziny solidnego marszu, albo i lepiej. Siedzą tam,
gdzie granice się łączą, bo tam mało kto chodzi. O! Słyszycie? Gadają!
Wiatr niósł hałas, jakby ktoś nagrał odgłosy szkolnego korytarza na
przerwie międzylekcyjnej i wzmocnił dźwięki profesjonalnym sprzętem do granic
odporności bębenków usznych. Nie wyobrażałem sobie, że można tych „rozmów”
słuchać z mniejszej odległości. Ciało domagało się ucieczki, żeby odpocząć od
wycia.
- Z Wrzaskunami, to jest tak. Rodzą się czasem dzieci, najczęściej
piegowate i siłą z kobiety wyrwane. No, kiedyś, kto chciał Wrzaskuna, to
ciężarną żywcem patroszył i wyjmował dzieciaka, by zdążył usłyszeć, jak matka
rzęzi. Teraz, to matce często udaje się przeżyć, ale po cesarskim cięciu ślad
jej zostaje do końca życia. I tak niska cena za niefrasobliwość. Bo Wrzaskuny
lubią zamieszkiwać w ciałach, które chował będzie kto inny. Ojciec-kukułka
podrzuci nasienie, a inny chowa w dobrej wierze, że własne, nie mając pojęcia,
że to podrzutek. No, i kiedy jeszcze siłą z kobiety wyjąć, to Wrzaskun na świat
przychodzi, drze gębę w niebogłosy i spać nikomu nie daje. Taki Wrzaskun, to
ino uciążliwy, ale głośny zostaje do końca życia, jednak groźny nie jest w
ogóle. Gorzej, kiedy dwa Wrzaskuny się zejdą i z nich, na siłę urodzi się piegowate.
Takiegośmy właśnie słyszeli. To jak? Możemy iść dalej?
Nijak nie da się tego wrzaskuna polubić :-))
OdpowiedzUsuńnaprawdę? ponoć matka kocha bezwarunkowo.
UsuńMusiałam sobie wyszukać co to jest ten Wrzaskun. A to sójka. U nas też krzyczy. Szczególnie rano. Dobrze że tylko jedna sztuka :)
OdpowiedzUsuńnie - to słowo sam wymyśliłem na potrzeby opowiadania. widocznie komuś udało się wcześniej.
Usuńmi chodziło o wrzeszczące dzieci. takie, które drą się non stop i bardzo głośno, żeby świat zesztywniał.
Spotkałam się kiedyś z inną nazwą takich dzieci upiorków z wierzeń ludzkich, ale nie mogę sobie przypomnieć :(
OdpowiedzUsuńja wymyśliłem wszystko. łącznie z nazwą. choć jak się okazuje, to i nazwa nie jest światu nowa.
Usuń