piątek, 29 maja 2020

Randka.

Rozkoszuję się powietrzem po zmierzchu. Prostokąt mroku nasiąknięty aromatem minionego dnia usiłuje wedrzeć się do pokoju i zaraża tęsknotami. Zupełnie, jak niezobowiązujący uśmiech obcej kobiety pachnącej cytrusami, chociaż wieczór dojrzały sugeruje, że czas przebrać się w kwiatowe stroje. Po macoszemu traktowany węch upomina mnie, że to jego zasługa, że dostrzegam prawidłowość, której hołdują kobiety. Oddałem uśmiech nieco zamyślony, trochę nieobecny i wróciłem wąchać mrok. Wilgotny. Ciepły, ale nie tak, żeby się weń wtulić. Raczej twarz nadstawić, by wylizał z niej zmarszczki i troski. Mrok potrafi nie tylko obnażyć, ale i ukryć, jeśli trzeba.

Otwarte okno pije mrok i choć światła niestrudzenie powstrzymują inwazję nocy, to przecież cienie zaczynają układać się do snu i nawet nie kołyszą się, tylko lepią do ścian i podłóg, żeby tam trwać bez końca. Pomiędzy nimi – ja. Przyglądam się. Patrzę na siebie. Cień leży i naśladuje bezgłośnie każdy, nawet drobny gest. Szyderczo, prześmiewczo, jak obraz z krzywego zwierciadła usiłuje chyba coś mi przekazać tak, jak potrafi najlepiej.

Cisza osiada na podłodze niczym kurz zapomniany przez przeciągi. Miękko, pokotem, dywanem, w którym stoję zanurzony po kostki. Stawiam niepewne kroki, ale cisza wypełnia dziury po moich śladach szybciej, niż zamieć tropy w głębokim śniegu, szybciej niż woda kroki na bagnach. Zmierzch chwyta mnie za włosy, żebym został jeszcze, bo dopiero się poznajemy i pewnie możemy sobie nawzajem ofiarować coś więcej, niż chwilę. Wystarczy chcieć.

Kusi mnie dźwiękami stłumionymi odległością, trudnymi do rozszyfrowania, jak biały, kosmiczny szum. Wiem, że składa się z mnóstwa indywidualności, z których każda sobie jest najważniejsza i istotna, a o mnie nie dość, że nie wie, to nawet się nie domyśla. Mrok zamiótł te dźwięki do jednego worka i niesie gdzieś, gdzie ktoś będzie umiał utkać z nich życie. Nie ja… Ja nie potrafię. Chciałbym, nawet bardzo, jednak te dźwięki są i mi to wystarcza. Nie potrzebuję ich nazwać, układać w dialogi i ciągi dalsze.

Mógłbym zapewne, ale po prostu nie chcę. Przymykam oczy, co nie jest żadnym poświęceniem. Przecież i tak nie widzę nocą. A jednak przymykam, bo to daje pozostałym zmysłom priorytet. Uśmiecham się i karmię nocą. Na przedramionach drobne włosy wstają, żeby być bliżej, żeby wtulić się i poczuć jak najdotkliwiej, do kości, do krwi, do szczękania zębami. Noc patrzy zaciekawiona, ale chyba jestem niegroźny, bo głaszcze, zamiast uderzyć.

Pięknie pachnie. Mruczy obietnice bez pokrycia. Trochę przypomina kotkę, która w tej właśnie chwili przyszła po pieszczotę i zniknie, gdy tylko się nasyci. Egoistyczna, lecz nie fałszywa. Taka już jest i wcale się z tym nie kryje. Noc też jest taka, tylko bardziej skryta. Rozkoszuję się…

6 komentarzy:

  1. "
    Znowu palę przy oknie
    Ty w łóżku udajesz że śpisz
    Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek mnie dotkniesz
    Tak samo jak nie wiem
    Czy zostać czy iść
    Mieliśmy lepsze dni
    Dłuższe noce
    I miało tak zostać na zawsze
    Nie ma gwiazd w które ktoś by nie wierzył
    Szczególnie nad tym miastem"

    "Tramwaje i gwiazdy" i chyba Kasia Nosowska

    A tak mi przyszło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że opis obudził skojarzenia. moim zdaniem to dobry objaw.

      Usuń
    2. Tyś to, Autorze... sprawił.

      Usuń
    3. to Twoje skojarzenia i Twoje wspomnienia sprawiły, że opis ożył - w Tobie i dla Ciebie. ja mogłem być tylko katalizatorem. pretekstem do zanurzenia się we własne myśli.

      Usuń
    4. Wspomnienia? Nie wiem... bardziej wyobraźnia, ale grunt, że się uruchomiła :)
      Większość (nie)zdarzeń mieszka w głowie.

      Usuń
    5. miłego grzebania. w głowie.

      Usuń