piątek, 29 maja 2020

Wyszukane menu.

- Może pan objaśnić, cóż to za wykwintne danie? Chyba nie miałem jeszcze przyjemności delektować się czymś równie wyrafinowanym...

- Oczywiście proszę pana. To Azor. Szósty z miotu, więc o szlachectwie musiał zapomnieć, a to z kolei zaprowadziło go wprost na tutejsze salony, a dokładniej, to na pański talerz, żeby zaspokoić subtelne kubki smakowe konesera, którego stać na ekskluzywne potrawy i nie peszą go konwenanse, czy uprzedzenia. Pragnę zauważyć, że potrawa jest niepowtarzalna, gdyż Azor poświęcił się w całości panu i nie będzie służył żadnemu innemu podniebieniu.

- Hmm… Rozumiem. A proszę jeszcze powiedzieć, czy aby nie był wściekły? Jakiś taki fioletowy mi się wydaje… To normalne? Tak ma być?

- Proszę pana… Chyba nie spodziewał się pan, że posiłek będzie się uśmiechał, albo merdał ogonem. To ostatnie zresztą byłoby niedopuszczalne. Wręcz obraza dla kucharza ozdabiającego pański talerz ze dwa kwadranse, aby wyeksponować żeberka Azora i udziec przedstawić w dyskretnym świetle zainteresowania szanownego pana.

- Tak, tak. Dziękuję. Doceniam... Jak najbardziej… hmm... Wystrój.

- Stylizowana na kurpiowską chatę buda z frytek, łańcuch ręcznie pleciony z krążków szalotki, krew z meksykańskiego sosu i ta plama… Z plamy kucharz był najbardziej dumny. Żółta, niemal jak prawdziwa kałuża z moczu, ale zapewniam pana, że jadalna i wyrafinowana o niebo bardziej od beszamelu. Wykwintna. Francuska musztarda z polskim majonezem plus winegret, żeby odrobinę zmiękczyć konsystencję. Palce lizać! W zaufaniu powiem panu, że mniej dostojni goście wylizują takie plamy do czysta. Do białej kości. Strach, że wzór z porcelany zejdzie. Wie pan… Jęzor, wbrew pozorom jest szorstki, jak gruboziarnisty papier ścierny.

- Jak to, szorstki?

- Ach! Proszę pana. Jęzor na talerzu, to coś zupełnie innego, niż w pysku żywego ssaka. Kucharz musi się nieźle nagimnastykować, powalczyć o jego jadalność, ale zapewniam pana, że warto. Zresztą, będzie miał pan okazję się przekonać. Azorkowy ozorek idealnie wpasowałby się na zamknięcie posiłku. Czy może wolałby pan oczy na koniec uczty? Za chwilę one również powinny być gotowe i możemy podać na pierzynce ze zmiksowanego móżdżku z żółtkiem, cebulką i paroma dodatkami, jednak one są tajemnicą gastronomiczną szefa kuchni i nie opowiem panu szczegółów. Względnie tatar z jąder. Kucharz przygotowuje nieziemski tatar, ultradelikatny, niemal damski, tak jest subtelny, że kropla octu wprawia go w drżenie. Z kieliszkiem niemieckiego Rieslinga do smaku gotów byłby stanąć do boju po raz ostatni, a z wytrawnym, węgierskim Tokajem zatańczyć rytmy jakich nawet południe Europy nie zna. Natomiast ozorek podajemy zapiekany w cieście ze szlachetnych, błękitnych serów i serwujemy w czaszce. Wygotowanej i oczyszczonej oczywiście. Dbamy o naszych klientów i chcemy, żeby naczynie pasowało do zawartości. Może dość ortodoksyjnie, ale zapewniam pana, że naczynie podbija smak potrawy. Czym więc mógłbym szanownego pana uraczyć finalizując posiłek?

- Nooo… Sam nie wiem… Porcja którą mi pan przyniósł była dostatecznie duża. Nie dałbym już rady kolejnemu daniu. Chyba… Chyba, że zasiedziałbym się u państwa?

- Ależ… Nie ma powodu do pośpiechu. Możemy podać kawę, lampkę koniaczku, albo oprowadzić szanownego pana po menu na zapleczu. Świeżuteńkie, ciepłe, ruchliwe i świeżo wykąpane. Po serii lewatyw oczyszczających podroby potrawy płuczemy ciepłą wodą. Czasami wrzątkiem, żeby mięsko skruszało. Ale to dopiero po zamówieniu, chyba, że potrawa radykalnie się tego domaga gryząc i zawodząc, co przeszkadza naszym klientom w konsumpcji. Ma pan ochotę? Pogłaskać można, dokonać samodzielnego wyboru, a nawet uśmiercić własnoręcznie. Zdarzają się chętni na pulsującą krew. Żywą niemalże. Drobne ekstrawagancje klientów spełniamy. Oczywiście, bardzo dyskretnie, poza wzrokiem ogółu. Nie każdemu podoba się wypijanie życia z piesków, ale jeśli miałby pan ochotę, to zapraszamy do loży. Może żywa wątróbka na surowo? Serce które odbijać się będzie czkawką jeszcze w przełyku? Kucharz potrafi tak wypreparować organ, że serce wisząc na żyłach będzie bić nawet po przełknięciu! Więc?

4 komentarze:

  1. Głodny byłeś gdy to pisałeś? Ponoć głód najlepszym jest kucharzem, ale czkawka po serduszku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po serduszku bijącym jeszcze w trakcie przełykania.
      nie - nie byłem głodny. starałem się nie być nudny.

      Usuń
  2. Prawda, prawda Oko. Człowiek zje wszystko. Czego to różne nacje nie wymyślą to się filozofom nie śniło. Na Islandii np.
    miejscowi bardzo lubią baranią głowę wciągnąć na podwieczorek lub lunch. Można taką głowę na wynos zakupić (w sam raz w czasie epidemii) i co ciekawe większość głodomorów rozpoczyna pałaszowanie owego przysmaku od oczu, nadal tkwiących w oczodołach. Nie wiem, czy coś jest w stanie mnie zaskoczyć. Chyba raczej to, czego ludzie nie jedzą z jakichś dziwnych powodów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda. wszystko da się zjeść, jak żołądek przyciśnie. a niektórym, to nawet smakuje.

      Usuń