-
Mama? Tylko nie mów, że od czekania posiwiałaś, jako ta
gołąbeczka pokoju…
-
Co? Nie… Absolutnie. Jesteśmy już w drodze, prawie jak posłaniec
spod Maratonu gnamy i dyszymy ciężko, żeby zdążyć, ale
pilnujemy się… Tak… Mamy szaliki i czapki… No! Jak młody
Dionizos się czuję mamusiu… Nie, skądże, żadnych bachanalii
nie było… Co to ja Odys jakiś jestem, który
jak dopadł po powrocie spod Troi Penelopę, to Homer musiał
przerwać pisanie, jako że pornografii jeszcze nie wynaleziono? Moja
księżniczka nie wysyła mnie za morza, żebym dzieciakom drewniane
zabawki budował…
-
No był. Wieczór był, ale taki mniej upojny. I syrenka miała
odwło… korpusik miała zimny jak serce Posejdona, jakby w górskim
strumieniu hodowany, albo na morzu arktycznym, to grzałem do rana,
ale wszystko ok… Tak. Jedliśmy śniadanie. Malutkie, jak nasza
winoro...Latorośl... Bezalkoholowe. Takie tam… Oliwki i inne
warzywa. Nic ciężkiego. No wiem przecież. Jedziemy i wiem, że
masz gotowe, gotowane i gorące i w ogóle… Tak… Jedziemy…
Dopiero? No… Po śniadaniu dziewczęta rzuciły się do łazienki,
niczym Persowie na Termopile… Mamuś… Proszę… Nie wypominaj,
że łazienka spartańska i wąskie gardło… Tak, dziękuję,
zmieściły się… Obie… Tak, w biodrach też się zmieściły…
Przecież mówiłem mamusi, że małe to śniadanie… Wiem, jedziemy
i mamy mieć apetyt. Mamy. Chyba mamy… Zaczekaj chwilę, to
zapytam. Mamy apetyt? W bagażniku? Oj… To chyba nie mamy…
-
Wiesz mamo? Chyba nie mamy. To przez ten pośpiech. Bo dziewczyny
okupowały tę spartańską łazienkę, niczym Agamemnon Troję, ale
warto było. Troja padła i ja też, jak zrobiły tryumfalne wejście.
Mówię ci! Zresztą, sama zobaczysz. Dwa bóstwa, dwie Afrodyty
wyszły z łazienkowej piany, a do mnie Amor zaczął szyć z łuku
tak, że zanim gębę z wrażenia zamknąłem, to już wyglądałem
jak jeżozwierz. No i trzeba mnie było z tych strzał ogolić, bo to
łatwiej niż wydłubywać pojedynczo, a przecież nikt chyba nie
słyszał, żeby Afrodyta kogoś strzygła. Ja?… Śmierć z kosą
na żniwach… Ręce mi się trzęsły, bo w głowie same migdały
niebieskie i nawet ten… listek figowy uwiądł jak na zawołanie.
Nie… Nie zaciąłem się wcale… tylko ręce miałem tak
rozlatane, że i tyłek mi wydepilowało niechcący. No i teraz
gładko, aż miło. Gdyby kto zechciał całować, to lepiej tam, niż
w policzek. Delikatniejsza skórka.
-
Jabłka masz? Nie chcę. Jedno? Tym gorzej. Co to ja Parys jestem w
sidłach Eris? Adam na jabłuszku się przejechał, a i Parysowi
dopiekło. Z gładkim tyłkiem może się wyślizgam, ale wolę nie
ryzykować. Są bezpieczniejsze owoce. No… Pa… Zaraz będziemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz