środa, 13 maja 2020

Mitologia rodzinna.

- Mama? Tylko nie mów, że od czekania posiwiałaś, jako ta gołąbeczka pokoju…

- Co? Nie… Absolutnie. Jesteśmy już w drodze, prawie jak posłaniec spod Maratonu gnamy i dyszymy ciężko, żeby zdążyć, ale pilnujemy się… Tak… Mamy szaliki i czapki… No! Jak młody Dionizos się czuję mamusiu… Nie, skądże, żadnych bachanalii nie było… Co to ja Odys jakiś jestem, który jak dopadł po powrocie spod Troi Penelopę, to Homer musiał przerwać pisanie, jako że pornografii jeszcze nie wynaleziono? Moja księżniczka nie wysyła mnie za morza, żebym dzieciakom drewniane zabawki budował…

- No był. Wieczór był, ale taki mniej upojny. I syrenka miała odwło… korpusik miała zimny jak serce Posejdona, jakby w górskim strumieniu hodowany, albo na morzu arktycznym, to grzałem do rana, ale wszystko ok… Tak. Jedliśmy śniadanie. Malutkie, jak nasza winoro...Latorośl... Bezalkoholowe. Takie tam… Oliwki i inne warzywa. Nic ciężkiego. No wiem przecież. Jedziemy i wiem, że masz gotowe, gotowane i gorące i w ogóle… Tak… Jedziemy… Dopiero? No… Po śniadaniu dziewczęta rzuciły się do łazienki, niczym Persowie na Termopile… Mamuś… Proszę… Nie wypominaj, że łazienka spartańska i wąskie gardło… Tak, dziękuję, zmieściły się… Obie… Tak, w biodrach też się zmieściły… Przecież mówiłem mamusi, że małe to śniadanie… Wiem, jedziemy i mamy mieć apetyt. Mamy. Chyba mamy… Zaczekaj chwilę, to zapytam. Mamy apetyt? W bagażniku? Oj… To chyba nie mamy…

- Wiesz mamo? Chyba nie mamy. To przez ten pośpiech. Bo dziewczyny okupowały tę spartańską łazienkę, niczym Agamemnon Troję, ale warto było. Troja padła i ja też, jak zrobiły tryumfalne wejście. Mówię ci! Zresztą, sama zobaczysz. Dwa bóstwa, dwie Afrodyty wyszły z łazienkowej piany, a do mnie Amor zaczął szyć z łuku tak, że zanim gębę z wrażenia zamknąłem, to już wyglądałem jak jeżozwierz. No i trzeba mnie było z tych strzał ogolić, bo to łatwiej niż wydłubywać pojedynczo, a przecież nikt chyba nie słyszał, żeby Afrodyta kogoś strzygła. Ja?… Śmierć z kosą na żniwach… Ręce mi się trzęsły, bo w głowie same migdały niebieskie i nawet ten… listek figowy uwiądł jak na zawołanie. Nie… Nie zaciąłem się wcale… tylko ręce miałem tak rozlatane, że i tyłek mi wydepilowało niechcący. No i teraz gładko, aż miło. Gdyby kto zechciał całować, to lepiej tam, niż w policzek. Delikatniejsza skórka.

- Jabłka masz? Nie chcę. Jedno? Tym gorzej. Co to ja Parys jestem w sidłach Eris? Adam na jabłuszku się przejechał, a i Parysowi dopiekło. Z gładkim tyłkiem może się wyślizgam, ale wolę nie ryzykować. Są bezpieczniejsze owoce. No… Pa… Zaraz będziemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz